wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 12

W domu chaos. Każdy biegał. Wszędzie pełno ubrań. Sukienki, buty, krawaty, spodnie, marynarki i koszule walały się po kontach. Zatrzymałam Kacpra.
- Co się tutaj dzieje?
- Jak to ty nie wiesz? Dzisiaj jest bal trzecich klas.
- Myślałam, że jest w czerwcu.
- Zmiana planów. Nie słyszałaś o tym?
- Naprawdę nie wiedziałam.
- No Black szykuj się. Masz mało czasu.
- O nie. Ja nigdzie nie idę. Zostaje w domu.
- Nie zrobisz mi tego. Ja z tobą poszedłem na bal na zakończenie drugiej klasy. – Zabolało. Stawiał mnie przed faktem dokonanym. Wiedział jak mnie podejść. Ale nie chciałam się poddawać tak na starcie.
- Poszłabym ale nie mam się w co ubrać.
- To żaden problem. Przyszła paczka od twoich rodziców. Jest na twoim łóżku. – Miałam ochotę go udusić. Pierdol się Moon!
Poszłam do swojej sypialni. Rzeczywiście, na łóżku leżała paczka. List od rodziców leżał na niej.
Droga Samanto
Przykro nam, że nie ma nas przy tobie. Przepraszamy. Nie możemy teraz wrócić. Wybacz nam, że nie będzie nas na twoim balu. Przyjmij ją. Mamy nadzieje, że ci się spodoba. Jeszcze raz przepraszamy. Baw się dobrze. Tęsknimy.
Mama i tata
Akurat teraz musieli mi coś przysłać? Nie chcę iść na ten bal. Po co ja tam? Spojrzałam do paczki. Zobaczyłam cudowną sukienkę. Zawsze taką chciałam. Od kiedy pamiętam rysowałam ją wszędzie. Na ramiączkach, powyżej kolana, rozkloszowana od pasa. Góra czarna obszyta czerwoną koronką. Dół czerwony obszyty czarną koronką. Cudowna. Na dnie pudełka były buty. Szpilki dziesięciocentymetrowe na trzycentymetrowym podwyższeniu. Czarne. Mój rozmiar. Do tego złoty krzyżyk na cieniutkim łańcuszku. Przymierzyłam wszystko. Spięłam włosy. Fale spadały mi na ramiona. Wyprostowana grzywka zasłaniała lewe oko. Lekki makijaż. Zeszłam na dół. Wszyscy dalej byli w rozsypce. Usiadłam na sofie. Z góry zszedł Kacper. Miał na sobie garnitur. Czarny. Włosy idealnie ułożone. Był gotowy. Wyglądał świetnie. Spojrzał na mnie.
- No nieźle. Moon postarałeś się.
- A ty Black jeszcze lepiej. Jak ty to robisz że tak ślicznie wyglądasz?
- To ty raczej powiedz mnie jak ty to robisz?
- Rozumiem, że idziesz?
- Tak. Czemu nie. Sama w domu nudziłabym się.
- To super. Jak za dawnych czasów. Jak rok temu.
- Tak jak rok temu. Wróciłeś wtedy dla mnie. To było urocze. I wiele dla mnie znaczyło i znaczy.
- Od tamtej pory wiele się zmieniło.
- Całe życie.
- Wiele razem przeżyliśmy.
- Smutne i szczęśliwe chwile.
- Śmierć i narodziny a właściwie odrodzenie.
- Po śmierci twoich rodziców myślałam, że już nie będziesz taki jak kiedyś. Cieszę się, że wszystko jest okej.
- To co mnie spotkało było straszne i pewnie bym się załamał ale dzięki tobie tak nie jest. Ty sprawiłaś, że znowu zacząłem żyć.
- Nic takiego nie zrobiłam.
- Wierz mi. Dla mnie zrobiłaś wiele. Nie żałuję że przyjechałem. Brakowało mi ciebie Sam.
- A mi ciebie.
Przytuliłam go. Często to robimy. Coraz częściej gadamy. Wiele razem przetrwaliśmy.
Po około godzinie wszyscy byli gotowi. Pojechaliśmy limuzyną, którą wynajął Kacper. Vincent miał na sobie garnitur, podobny do garnituru Kacpra. Tylko, że w jego przypadku czarna grzywka zasłaniała mu oko. A zamiast marynarki miał skórzaną kurtkę. Typowe. Monika miała białą sukienkę z gorsetem, rozkloszowaną. Rękawiczki do łokci i za kolanówki. Pomalowała włosy na czerwono. Wyglądała zabójczo. Natalia zresztą też. Cała na czarno. Jej buty jedynie były czerwone. Miała czarne rękawiczki do nadgarstka. Wysiedliśmy z naszego auta przed salą. Każdy sie na nas patrzył. Rafał wręcz oniemiał. Podszedł do Moniki i ujął jej dłoń.
- Witaj kochanie. Zechcesz mi potowarzyszyć?
- Oczywiście.
I poszli. Potem Vincent wyszeptał do ucha Natalii:
- A teraz porwę cię do tańca mała.
- Podoba mi się ta opcja.
Poszli w stronę sali.
- A ty piękna, będziesz moją partnerką.
- Oczywiście przystojniaku.
Chwycił mnie za rękę tak jak rok temu. Uśmiechnęłam sie sama do siebie. Weszliśmy na pięknie strojoną salę. Wszyscy w uroczych strojach. Wypucowani jak na jakiś poważny bal. Nie dla nastolatków kończących gimnazjum. Muzyka grała bardzo głośno. Pełne stoły jedzenia. Cała sala się bawiła. Kacper nie pozwolił mi nawet podejść do stolika. Od razu wyciągnął mnie na parkiet. Prowadził genialnie. Czułam się wolna. Zapomniałam o problemach. Byłam sobą. Dawną Samanta. Człowiekiem. Nie bogiem. Kochałam ten stan rzeczy. Oddałam się w pełni magii nocy. Oddałam się tańcu. Gdy piosenka się skończyła usiedliśmy razem do stolika. Patrzyłam jak wszystkie pary tańczą na parkiecie. Dobrze, że jednak poszłam na ten bal.
Po około dwóch godzinach nogi strasznie mnie bolały. Non stop tańczyłam. A byłam w szpilkach. Postanowiłam przebrać je na baleriny. Poszłam do łazienki. Byłam tam sama. Niespodziewanie muzyka ucichła. Miałam złe przeczucia. Usłyszałam męski głos: " Gdzie ona jest?! " Szybko przebrałam buty i poszłam na salę. Wszyscy z tamtąd zwiali oprócz Kacpra, Natalii, Vincenta, Moniki i ( o dziwo ) Rafała. Co mnie zaniepokoiło to fakt, że ktoś trzymał  Kacpra za szyję w powietrzu. Byli tam też jakieś inne stwory. Wielcy ludzie. Widać było, że są umięśnieni. Na pewno nie byli ludźmi. Nie widziałam twarzy osoby która ubezwładniła Kacpra. Jeszcze raz powiedział:" Gdzie jest Sam ?! " Ooooo to o mnie chodzi. Co? O mnie?
- Tu jestem.
Opuścił Kacpra na podłogę i obrócił się w moją stronę.
I nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To było nie możliwe.
- Cześć Samanto. Dawno się nie widzieliśmy.
To był...
- Michael co tu robisz?
-  Przyszedłem potańczyć. – Przewrócił oczami i spojrzał na mnie.- A jak myślisz? Przyszedłem zniszczyć ci życie. Nie myślałaś chyba, że wszystko od tak się zmieni. Wybacz skarbie, ale nie. Ten zły to ja, a Eric to zwykła ciota.
- Czemu to robisz? Nie jesteś taki.
- Uwierz mi, jestem. A dlaczego tu jestem? Bo chcę skończyć to co zaczął mój brat i ojciec. Zabrać cię do zamku. Jeśli nie będziemy walczyć. Lub pójdzie Natalia. Wasz wybór.
Podeszłam do Kacpra. Czuł się dobrze. Każdy do nas podszedł. Była nas szóstka, ich też ale dwa razy więksi. Staliśmy wpatrując się we wrogów.
- To co Black, zabawimy się.
- Moon czytasz mi w myślach.
- W końcu. Tak długo czekałem.
- I jak Samanto, pójdziesz ze mną?
- Nie i Natalia też się nigdzie nie wybiera.
- A więc...
-...wojna.
Dotknęłam uda i pomyślałam o sztylecie. Od razu wyczułam go pod materiałem sukni.
Michael długo nie czekał.
- Na nich.

On stał w bezpiecznej odległości, a jego osiłki ruszyły na nas. Zaczęło się. Wir walki. Napadło na mnie dwóch w tym samym momencie. Na szczęście miałam sztylet. Jednego zabiłam zaraz. Z drugim nie było tak łatwo. Miał miecz wiec ja zmieniłam mój sztylecik w maczetę. Walka była zacięta. W pewnym momencie upadłam. Myślałam, że już po mnie ale szybko sie otrząsnęłam gdy zobaczyłam miecz przeciwnika nad swoją twarzą. Odwróciłam się w prawo i sprawnie wstałam. Mój przeciwnik nie zauważył kiedy wstałam i był zbyt długo odwrócony do mnie tyłem. Przebiłam go maczetą. Odwróciłam się w stronę gdzie stał Michael. Gdy to zrobiłam on stał przy mnie. Nie czekał długo. Walnął mnie z pięści w twarz. Upadłam. Zaczął kopać mnie po brzuch. Nie mogłam oddychać. Nagle moje oczy zasnuły się mgłą. Ból nie ustępował. Potem zelżał gdy pochłonęła mnie ciemność

piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 11

Byłam wściekła. Czy on o wszystkim powiedział naszym znajomym?  Rafał wiedział, kim jest Monika, w końcu sama mu to wyznała. Jednak Sandra, Dawid i Anita oraz Aleks nie mieli pojęcia o moim życiu. Wołałabym, aby tak pozostało. Rafał jest chłopakiem Moniki, więc to zrozumiałe, że dziewczyna ujawniła mu wszystkie tajemnice dotyczące naszej grupy. Chłopak przyjął to dość spokojnie, co wydawało się dziwne. Nie zadawał żadnych pytań, po prostu przyjął to do wiadomości, jakby nasz gatunek był niczym zaskakującym. Cóż, kocha ją, a miłość wiąże się z kilkoma ważnymi sferami, a jedną z nich jest akceptacja. Dlatego rozumiem, że chłopak został wtajemniczony, ale reszta nie powinna wiedzieć. Kacper tym razem przesadził. Zła, szybko zasnęłam.
Obudziłam się dość późno. Ociężałe powieki lekko unosiły się ku górze, w końcu otworzyły się wystarczająco, abym mogła ujrzeć siedzącego obok mojego łóżka, Kacpra.
- Czego dowiedziałaś się o Ericu?
- Teraz cię to interesuje? Czemu wtrącasz się w moje sprawy? Nikt cię o to nie prosił! Jak zwykle nie liczysz się z moim zdaniem.
- Liczę, ale martwię się o ciebie. Nie chcę, abyś była ze wszystkim sama. Wiem, że doskonale byś sobie poradziła bez niczyjej pomocy, ale nie potrafię patrzeć jak cierpisz. Chciałem tylko pomóc.
- Wiem i to doceniam, ale następnym razem przyjdź do mnie.
- Masz moje słowo, Black.
- Mam nadzieję. Teraz wybacz, muszę się przygotować.
- Wychodzisz gdzieś?
- Tak. Dostałam zaproszenie na obiad.
- Baw się dobrze.
Przytulił mnie i poszedł.
Ciemny korytarz zaprowadził mnie do sali "sądu" w świecie śmierci. Minęłam ją i szybkim krokiem poszłam do głównej części zamku. Jak zwykle mnie onieśmielał. Po salonie roznosił się niesamowity aromat. Podejrzewam, że jedzenie będzie pyszne. Poszłam za zapachem, który doprowadził mnie do kuchni. Przy wielkiej kuchence stał Eric. Nie mogłam uwierzyć, że coś gotował. Doznałam jeszcze większego szoku, kiedy spostrzegłam, że nie ma przy nim pomocników. Przyrządzał wszystko sam. Stałam w przejściu do kuchni i przyglądałam się jego ruchom. Był całkowicie pochłonięty tym, co robił. Nie zauważył nawet, że przyszłam.
- Pięknie pachnie.
Nagle spojrzał na mnie. Uśmiechnął się ciepło, ja starałam się odwzajemnić miły gest.
- Zaskoczyłaś mnie.
- Nie chciałam ci przeszkadzać.
- Nigdy mi nie przeszkadzasz.
Podeszłam bliżej i chciałam zobaczyć, co gotuje.
- O nie! To niespodzianka. Zajmij miejsce, a ja zaraz podam obiad.
Zadowolona poszłam do salonu.
Siedziałam i piłam herbatę. Zastanawiałam się, czy ktoś będzie jeszcze z nami jeść. W pewnym momencie olśniło mnie. Jeśli Eric jest dobry to nie dojdzie do walki. Kamień spadł mi z serca.
Do salonu wszedł Eric. Miał w dłoniach talerze przykryte pokrywami. Podsunął mi jeden z nich.
- Dla panienki, życzę smacznego.
Podniosłam pokrywę i moim oczom ukazał się cudowny posiłek. Była to lazania z krewetkami. Pachniało nieziemsko. Po skosztowaniu, od razu zakochałam się w potrawie. Cudowny smak.
- Niebo w ustach. Skąd tak dobrze umiesz gotować?
- Sam się nauczyłem. Wiele lat w samotności. Nie miałem co robić, więc zacząłem gotować. Dzięki temu odrywam się od rzeczywistości.
- Tak jak ja w książkach. Uwielbiam je czytać. Dzięki nim jestem w innym świecie. Mogę cię o coś zapytać?
- Pytaj.
- Co się stało, że mnie przeprosiłeś?
- Zrozumiałem swój błąd i to, że cię kocham. Ciężko mi było o tym mówić. Nie potrafię okazywać uczuć. Przepraszam, że nie powiedziałem ci o tym wcześniej. Bałem się...
-... odrzucenia. Tak znam to uczucie. Też boję się powiedzieć komuś, że go kocham.
- Tą osobą nie jestem ja, prawda?
- Przykro mi. Nie chciałam cię ranić. Zrozum, serce nie sługa.
- Rozumiem. Nie chcę cię do niczego zmuszać.
- Dziękuje.
- Za co?
- Za wszystko. Dzięki tobie mam w miarę normalnie życie.
- To był zwykły przypadek.
- Nie jesteś taki zły jak twój ojciec.
- Tak to prawda, zawsze udawałem. Chciałem mu się przypodobać. Tak naprawdę wstydzę się tego.
- Moim zdaniem powinieneś żyć tak jak chcesz. Nie musisz nikomu nic udowadniać.
- Masz racje. Dzięki, że przyszłaś.
- Dobrze zrobiłam.
Resztę dokończyliśmy w ciszy. Odprowadził mnie do samych drzwi.
- Sam, ja wiem, że to może dziwnie zabrzmi, ale uważaj na mojego brata. Naprawdę.
- Co? Na Michaela? Przecież to dobry demon. Nie jest zły.

- Ale i tak uważaj.

piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 10

Czemu przytrafia się to tylko mnie? Nie wiem co mam teraz o tym myśleć. Boje się. Nie chcę, aby był zraniony. Każdy zasługuje na odrobinę miłości. Czemu nikt nie liczy się z moimi uczuciami? Nikt nie zapytał, co ja tak naprawdę czuję. Wszyscy traktują mnie, jakbym była nikim. Chciałabym w końcu wykrzyczeć całemu światu, kogo kocham. Chce wreszcie mieć spokój. Nie wiem, czy ta osoba czuje to samo, czy w ogóle coś czuje, ale ja mam dość ukrywania mojej miłości...

Siedzę na ławce w parku. To miejsce, o tej porze roku i pogodzie jest ponure i opustoszałe. Tak jak moja dusza. Jestem sama. Zastanawianie się nad swoją miłością jest męczące. Jeśli ktoś powiedziałby mi jeszcze pół roku temu, że tak będzie, nie uwierzyłabym. Ale nie ważne. Tęsknię czasem za tamtym życiem. Poukładanym i spokojnym. Nic ciekawego się nie działo. I to mi odpowiadało. Jedyne, co zostało mi z tamtego życia to samotność. Mimo, że miałam przy sobie teraz przyjaciół, nadal czułam się samotna.
Zamknęłam oczy by relaksować się spokojem. Za sobą niespodziewanie wyczułam ruch, ale nie otworzyłam powiek. Zrobiłam to, kiedy zrozumiałam, że ktoś koło mnie siada. Eric. Mogłam się domyśleć.
- Czego jeszcze ode mnie chcesz?
- Nie dasz mi tego, co chcę. Przyszedłem jednak cię przeprosić.
No cóż, zatkało mnie. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. On kontynuował:
- Nie chcę, abyś miała mnie za aroganckiego dupka. Wiele złego w twoim życiu, to moja wina. Gdyby nie ta kłótnia z moim ojcem, byłabyś z nim dalej. Spieprzyłem ci życie. Jeszcze raz przepraszam.
- A ja chcę ci podziękować. Gdyby nie ta kłótnia, byłabym z osobą której nie kocham. To dzięki tobie nie jestem z szatanem.
- Mogę cię o coś spytać?
- Jasne.
- Czy twoim zdaniem w związku potrzebna jest miłość obojga ludzi?
- Miłość to wielkie uczucie. I jest fundamentem związku. Obie osoby muszą ją czuć. Inaczej to nie ma sensu.
Ta rozmowa schodziła w złą stronę.
- Czyli jakbym ci powiedział, że cię kocham, to nie miał bym szans?
- Dokładnie. Ja cię nie kocham Ericu. Moje serce należy do kogoś innego. Wybacz mi.
- Rozumiem. Nie chcę być nachalny. Przepraszam naprawdę za to wszystko, co się stało.
- Nie mam do ciebie urazy. Nie chcę mieć wrogów. Zostańmy zwykłymi przyjaciółmi.
- Masz racje. Źle postąpiłem. Przyjaźń mi wystarczy.
Przytuliłam go. Czułam, że ktoś nas obserwuje.
- Muszę już iść. Nie lubię za długo być w świecie żywych. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Odszedł, ale nagle się zawrócił.
- Zapraszam cię jutro na obiad. Do nas do zamku. Mam nadzieję, że wpadniesz.
- Jasne, czemu nie.
Poszedł w deszczu w stronę głównej ulicy. Chwila i już go nie było.

Spędziłam popołudnie z nosem w książkach. Uwielbiam czytać. Dzięki temu wyłączam się. To cały mój świat.

Wieczorem wyszłam z pokoju i napotkałam na zebranie w kuchni przy stole. Była Natalia, Monika, Vincent, Kacper, Aleks, Sandra, Anita, Dawid oraz Rafał. Wszyscy na mnie spojrzeli.
- Hej, ja tylko po sok. Chyba mam prawo wziąć coś z mojej lodówki? Nie będę wam przeszkadzała. Już sobie idę.
Podeszłam szybko do lodówki i wyjęłam sok.
- Już mnie tu nie ma.
- Sam zaczekaj.
Głos Kacpra sprawił, że stanęłam i odwróciłam się w ich stronę.
- Tak?
- Rozmawiamy o Ericu.
- Ach tak. I?
- Bez ciebie niczego ważnego się nie dowiemy. Pomożesz nam?
- W czym? Dlaczego nikt mi o tym zebraniu nie powiedział? I kto go zainicjował?
- No ja.
- Mogłeś mi powiedzieć zanim coś zrobisz. Kacper, nie zawsze ty musisz wszystko za mnie załatwiać. Już chyba o tym gadaliśmy.
- Tak to prawda, ale...
- Słuchaj, ja wiem, że chciałeś dobrze lecz ja już wszystko wiem. Nie musicie ukrywać się w mojej kuchni i układać tajnych planów w sprawie Erica.
- Jak to?

- Gdybyś mnie wcześniej zapytał, wiedziałbyś. A teraz was przeproszę. Wracam do swojej świątyni, czyli pokoju.

piątek, 25 marca 2016

Rozdział 9


( Eric)


Siedziałem na sofie w głównym salonie pałacu. Myślami byłem z nią. Jej delikatne rysy twarzy, promienny uśmiech, nawet złość na jej twarzy jest cudowna. Codziennie zaprzątają mi głowę myśli o niej. Nigdy nic takiego nie czułem. Długie, falujące włosy, niesfornie opadające na jej ramiona. Nie, nie mogę o niej ciągle myśleć. Byłem zmęczony. Przeżyłem długi i męczący dzień. Sen mnie morzył. Postanowiłem się położyć. Zasnąłem bardzo szybko.
Wstałem wcześnie rano. Kuchnia była pusta, gdy do niej wszedłem. Przygotowanie jedzenia nie zajęło mi dużo czasu. Z wcześniej przygotowanym śniadaniem udałem się do salonu. Rozmyślałem nad swoim nędznym życiem. Zrozumiałem, że jestem beznadziejnym, nic nie wartym tchórzem. Niespodziewanie poczułem dłoń na moim ramieniu. Szybko się odwróciłam. To była ona. Samanta Black. Piękna jak zwykle. Pierwszy raz uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Co tutaj robisz Samanto?
- Przyszłam ci coś powiedzieć Ericu.
- Zanim zaczniesz się na mnie drzeć pozwól, że ja najpierw ci coś powiem.
Usiadła obok mnie, ułożyła dłonie na kolanach i spojrzała na mnie ciepłym wzrokiem.
- Samanto ciężko mi to przyznać, ale ja się w tobie... Zakochałem. Od pierwszego naszego spotkania w kuchni. To było takie nagłe...
- Wiem o tym Ericu. Dlatego tu jestem. - Przysunęła się bliżej. - też chciałam ci to powiedzieć.
Pochyliła się i mnie pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek. Był to słodki całus. Najcudowniejsza chwila w moim życiu. Po długiej chwili oderwaliśmy się od siebie. Patrzyła na mnie pełnym ciepła i uczuć wzrokiem.

Nagle się obudziłem. To był tylko sen, niestety.

sobota, 12 marca 2016

Rozdział 8

Marcowy poranek był pochmurny. Innymi słowy pogoda depresyjna. Niechętnie poczłapałam do łazienki. Poranna toaleta trochę mnie rozbudziła. Gdy wyszłam z pokoju, zobaczyłam w salonie Natalię i Erica. Zatrzymałam się na schodach i postanowiłam "upewnić się", czy wszystko gra.
- Natalio, czemu nie?
- Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, ale nigdy się na to nie zgodzę. Może zapomniałeś, ale mam przy sobie osobę, na której bardzo mi zależy.
Zauważyłam, że Eric pochylił się w stronę Natalii, spojrzał jej głęboko w oczy i rzekł:
- Vincent? Z tego, co zauważyłem jest typem ‘’niegrzecznego chłopca”, na widok którego ślinią się wszystkie puste laski. Nawet ja muszę przyznać, że zasługujesz na kogoś lepszego. Po za tym nie przyjmuję odmowy, nalegam.
Natalia odwzajemniła wzrok i powiedziała stanowczym głosem:
- Jesteś żałosny, wyjdź stąd.
- Natalia...
- Opuść ten dom, natychmiast.
- Pożałujesz swojej decyzji. Ty, twój chłoptaś, ten blondyn Kacper i Monika.
- Myślisz, że twoje słowa mnie wystraszą? Wszystko, co mówisz jest nic nie warte.
Stałam i dokładnie przysłuchiwałam się tej rozmowie. Chce się zemścić? Na nas wszystkich? Wymienił wszystko imiona, oprócz jednego– mojego. Postanowiłam do nich zejść.
- Dzień dobry! Jak wam minęła noc?
- Witaj Samanto. Doskonale, a tobie?
Eric? Miły? Dla mnie? Coś tu nie gra.
- Chciałbym z tobą porozmawiać.
Zgodzić się, czy się nie zgodzić. Oto jest dylemat.
- No dobrze, chodźmy na zewnątrz.
Weszliśmy do ogrodu i usiedliśmy nad basenem. Deszcz nadal padał.
- Samanto wiem, że słyszałaś jak zapraszałem Natalię do swojego domu, a także, że jej groziłem…
- Słyszałam i to bardzo dobrze. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nie wymieniłeś mnie? Zapomniałeś?
- Nie, taki był cel. Nie chcę cię skrzywdzić. Wiem, że to dziwne, ale tak jest. Nie mógłbym patrzeć, jak dzieje ci się krzywda. Dlatego proszę cię, abyś namówiła Natalię na to, żeby ze mną poszła. Wiem, że będziesz walczyła po ich stronie jak dojdzie do konfrontacji. Nie chcę widzieć jak cierpisz.
- Ericu, ja tego nie mogę zrobić. Poza tym możesz nie doprowadzać do konfrontacji.
- Nie pozwala mi na to moja duma.
- W takim razie będziesz patrzał jak umieram. Żegnaj.
Poszłam do domu. Nie poszedł za mną.
- O czym rozmawialiście? - Natalia była poddenerwowana.
- Namawiał mnie do czegoś niemożliwego. Ale spokojnie, na nic się nie zgodziłam.
- To dobrze. Nie powinnam z nim rozmawiać.
- Myślałaś, że to zwykły chłopak, przyjaźnie nastawiony do życia. Dobrze zrobiłaś, że mu odmówiłaś. Taki był zamierzony plan.
- Chyba nie sądzisz, że mogłabym kiedykolwiek się na to zgodzić? Poczekaj, plan? O czym ty mówisz? Czego znowu nie wiem?
- Eric dał się podpuścić. Jego brat zaczął mu wytykać, że nie ma odwagi ci powiedzieć, kim tak naprawdę jest. Duma Erica była zbyt wielka by dać się stłamsić, że przyszedł do ciebie i wszystko ci powiedział. Właśnie tak miało być.
- I co teraz będzie? To już koniec?
- Raczej wątpię. Teraz będziemy przeżywać piekło.
- Co masz na myśli?
- Eric nie da za wygraną. Będzie chciał walczyć. My vs piekło. Musimy być przygotowani na najgorsze.
- Chciałaś tego?
- Nie, ale wiedziałam, że tak będzie. Może nie znam go zbyt dobrze, lecz domyśliłam się szybko, jaki jest. Razem sobie poradzimy.
- Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedzieliście?
- Wtedy nie byłoby to takie wiarygodne.
- I tak uważam, że powinnam wiedzieć. Nie chcę, żeby komuś stała się krzywda.
- Nic nam nie będzie, spokojnie. Mam nadzieję, że żadnemu z nas nic się nie stanie.
- Czasem się zastanawiam, czemu akurat my musimy przez to przechodzić.
- Nie mam pojęcia Natalia. Chciałabym, aby było wszystko w porządku.
- Marzenia ściętej głowy. Nie ma w naszej naturze nic normalnego, dlatego nigdy nie będzie dobrze.
- Czasem jest w miarę normalnie, nie przesadzaj.
- Może.
- W takim razie poróbmy coś ‘’normalnego’’.
- Mam ochotę na lody, to chyba najbardziej ludzka rzecz, jaką możemy w tej chwili zrobić.
- Natalia...
- Tak?
- Przepraszam cię za to wszystko. Nie chciałam tego.
- Nic się nie stało.
- I dziękuje, że jesteś przy mnie.
Reszta dnia minęła nam miło. Lody naprawdę poprawiły mi humor. Tak, to był normalny dzień.
Wróciłyśmy do domu po ósmej wieczorem. Gdy Vincent zobaczył Natalię w drzwiach, podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Muszę przyznać, że trochę się o ciebie martwiłem.
- Martwiłeś? Czy ty też uważasz, że mogłabym się na to zgodzić?
- Nie złość się, kotek.
Natalia była lekko poddenerwowana. Po chwili Vincent zbliżył się do jej ust i cichym szeptem powiedział:
- Kocham Cię, głupku.
Pocałunek trwał i trwał. Postanowiłam iść do swojego pokoju. Ledwo usiadłam, a do pokoju wszedł Kacper.
- Coś się stało?
- Nie. Chciałem tylko ci pogratulować.
- Czego?
- Udało ci się poprowadzić całą akcje do końca. Brawo Black. - Ukłonik się. - Jakim cudem syn szatana ci uległ?
- Nie mam pojęcia. Ale Michael jest miłym chłopakiem bardzo go lubię...
- Nie chodzi mi o Michaela. Tylko Erica. Jakim cudem nie zabrał cię ze sobą do piekła. Jest zapewne potężny. Czemu w to wszystko się bawi. Omamia wszystkich. Jak ty to robisz?
- Nie mam pojęcia czemu tak się dzieje. Może lubi się bawić ludźmi, chce urozmaicić swoje życie...
- Albo się w tobie zakochał.
Nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem. Szatan który kocha? To nie możliwe. Miłość nie pasuje do zła. Jeśli się kogoś kocha jest się dla niego miłym. Miłość to wielkie uczucie. Nie wierzyłam w miłość. Do pewnego momentu mojego życia. Tak, zakochałam się i dalej kocham. Jedynie boje się odrzucenia. Osoba do której wzdycham nocami jest mi bliska. Boje się, że rozwalę to, co jest między nami. Odrzucenie- to czego najbardziej się boję. Kocham, ale nie potrafię się do tego przyznać.
- To nie możliwe. Szatan nie może kochać. Wiesz jaki jest Eric. A we mnie nie można się zakochać. Nie da się.
Patrzył na moją twarz zdziwiony.
- Czemu tak uważasz?
- Spójrz na mnie. Jestem aż za zwyczajna i nijaka. Dodatkowo jestem boginią śmierci.
- Nie mów tak o sobie. Jesteś niezwykłą dziewczyną. Odkąd cię znam. Samanto jesteś jedyna w swoim rodzaju i można cię kochać. Tylko musisz się otworzyć. Nie odpychaj chłopaków, którzy powiedzą ci, że się im podobasz. Stań przed lustrem i spójrz jaka jesteś piękna. Nic, a nic ci nie brakuje. Bądź otwarta, a miłość sama do ciebie przyjdzie. A Eric po prostu nie potrafi powiedzieć ci tego, co czuje. Miłość go przerasta.
Przytuliłam go. Mimo że rzadko rozmawiamy, to i tak świetnie się dogadujemy. Jego rady dały mi dużo do myślenia.
- Dziękuję - powiedziałam dalej przytulona do Kacpra.- jesteś najlepszym przyjacielem na świecie.
- Wiem. Ech taki mój urok.
Roześmiałam się.

- Masz racje.

piątek, 4 marca 2016

Rozdział 7

Piątkowy poranek był piękny i słoneczny, ale nie miałam ochoty wstawać. Do późna omawiałam z Kacprem nasz plan. Dopracowaliśmy każdy szczegół, nawet najmniejszy. Wyszło nam genialnie. Potrzebowaliśmy zgody i wsparcia tylko od jednej osoby. Miałam nadzieje, że nam pomoże. Była to nasza ostatnia deska ratunku. Zmuszona wstałam, ubrałam się i poszłam do szkoły. Nic nadzwyczajnego. Zwykły, nudny dzień w nijakiej szkole. Choć chciałam zostać w niej jak najdłużej. Nie miałam pojęcie, co zrobię, kiedy skończę ostatni rok. Jak na złość dzień minął bardzo szybko. Leniwie wróciłam do domu, a potem powoli weszłam na drugie piętro mojego domu. Otworzyłam spokojnie drzwi i poszłam do świata umarłych.
Nic się tam nie zmieniło. Wszystko było takie samo jak w dniu kiedy stamtąd odeszłam. Weszłam do wielkiego salonu, którego nazywałam "salonem Michaela". Miałam nadzieję, że tam go znajdę. Niestety, nie było go tam. Podeszłam do kanapy. Dotknęłam jej rogów delikatnie. Przeszłam dokoła sofy. Na małym stoliczku leżała gazeta. Wzięłam ja do ręki. Nie była dzisiejsza. Pochodziła z 1999 roku. Z roku, w którym urodziła się Natalia, Monika, Kacper i ja. Była otwarta na stronie, gdzie widniały fotografie nowo narodzonych dzieci. Na jednym z nich była Natalia, na innym Monika, lecz tylko zdjęcie Natalii było zaznaczone kółkiem w kolorze krwistej czerwieni. Domyśliłam się, że Eric zapewne zbierał informacje na temat mojej kuzynki. Pod tą gazetą znalazłam jeszcze jedną. Również z 1999, ale czerwca. Tam widniało moje zdjęcie. I w tamtym momencie zrozumiałam, że Eric to totalny psychol. Nie przerażał mnie. Raczej odstraszał swoją postawą. Jak on ma zamiar znaleźć sobie kiedyś żonę?
-  Mam nadzieję, że nie myślisz, że to moje.
Odwróciłam się. W wejściu do salonu stal Michael. Miał na sobie ciemnie spodnie i granatową koszulę odrobinę rozpiętą u góry.
- Nie, jasne, że nie. Domyśliłam się, że to sprawa Erica.
Pokonał dzieląca nas odległość i stanął naprzeciwko mnie.
- Co cię tu sprowadza Samanto?
- Ty. Mam do ciebie sprawę. Jest to dla mnie bardzo ważne. Tylko ty możesz nam pomóc.
- Postaram się, ale powiedz o co chodzi?
Opowiedziałam Michaelowi o naszym planie.
- Nie wiem, czy mi się uda. Naprawdę dam z siebie wszystko, ale nic nie mogę ci obiecać.
- Nie musisz. Ważne, że spróbujesz. To wiele dla mnie znaczy, dziękuję.
- Jeszcze nic nie zrobiłem. Podziękujesz, jak się uda.
Nie mogłam się powstrzymać. Przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk.
- Muszę już iść. Jakby coś się działo, przyjdź do mnie.
- Jasne. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Opuściłam piekło z ulgą i dumą, że udało mi ściągnąć na swoją stronę syna szatana. Teraz trzeba czekać.

    Kacper wtajemniczył w nasz plan Vincenta. Na początku nie był mu przychylny wiadomo, bardzo kochał Natalię), ale ostatecznie się zgodził. Domyślałam się, że musi go to wiele kosztować. Byłam mu za to wdzięczna.
W sobotę byłam z Kacprem na zakupach. On je uwielbiał, a ja ich nie znosiłam. Dlatego zawsze ze mną jeździ. Chciałam, żeby sam jechał, ale nie. Jak zwykle robił mi na złość. Weszliśmy z zakupami do domu. Na kanapie w głównym salonie siedziała Natalia i... Eric. Gdy ich zobaczyłam wymieniłam z Kacprem spojrzenia i się uśmiechnęliśmy. Po bardzo krótkim przywitaniu poszliśmy we dwójkę do kuchni. Pierwsze, co powiedział Kacper to:
- Piąteczka mała. Jesteś boska.
Przybiłam mu piątkę i skromnie powiedziałam:
- No wiesz, ma się talent do przekonywania.
- Teraz musimy tylko czekać. Scena jest teraz Erica. Oby zagrał swoją rolę jak najlepiej.
- Na pewno tak będzie. To idiota. Nawet nie wie, że w tym przedstawieniu to my pociągamy za sznurki.
- Nie mogę doczekać się końca tego spektaklu.
Oczami wyobraźni widziałam jak Kacper zaciera ręce.
- Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.
- Podejrzewam, że Vincent zgodził się na to, tylko ze względu na zakończenie tej bajki.
- Masz rację. Oby wtedy nie zrobił nic głupiego.
W niedzielę rano ktoś zapukał do drzwi mojej sypialni. Podeszłam myśląc, że to Natalia lub Kacper. Był to jednak Michael.
- Dzień dobry Samanto. Przepraszam, że tak,wcześnie ale musiałem sprawdzić czy wszystko jest okej.
Wpuściłam go do pokoju.
- Nie musisz przepraszać. Wszystko jest okej. Dobrze, że wpadłeś. Muszę ci podziękować.
- Już mi dziękowałaś. Nie musisz więcej.
- Ale chcę. - Usiadłam koło niego.- Wykonałeś to zadanie doskonale. Nie wiem jak mam ci podziękować. Naprawdę się postarałeś. Powiedz, co chcesz a ja spełnię twoje życzenie.
- Nie możesz dać mi tego, o czym marzę.
- Dlaczego? Co to takiego?
- Chciałbym, choć na chwilę, zapomnieć o wszystkim i poczuć miłość lub przynajmniej bliskość jakiejś osoby. Najlepiej dziewczyny.
- To trudne do zrobienia...
- A nie mówiłem. Kto chciałby pocałować diabła? Nikt. Zawsze chciałem choć na chwilę poczuć się chciany...
- Och, weź się w końcu zamknij.
Nie mogłam dłużej tego znieść. Jego cierpienia i ciężkiego życia. Pocałowałam go. On niepewnie odwzajemnił pocałunek. Na początku delikatny całus przerodził się w gorący i pełen namiętności pocałunek. Podobał mi się. I to nawet bardzo. Niechętnie - po kilku, jak mi się zdawało, godzinach- oderwałam się od pysznych ust Michaela. Spojrzał na mnie.
- Przepraszam.
- Nie masz za co Samanto. Dziękuję.

Pocałował mnie nie pewnie w policzek i odszedł.

piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 6

Natalia przyjęła nas miłym uśmiechem. Monika nie miała innego wyjścia, jak uleczyć ją. Lekarze byli w szoku i nie mogli w to uwierzyć. Nie dziwię im się, gdybym nie była świadoma magii, która nas otacza, też bym nie uwierzyła. Wychodząc ze szpitala, Monika spotkała tego chłopaka. Zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby mogli porozmawiać. Kuzynka po chwili podeszła do nas i optymistycznym głosem oświadczyła, że nie wraca z nami do domu. Środa była piękna. Dziś były urodziny Natalii oraz Moniki. Impreza z tej okazji była trochę wcześniej, ale i tak poszliśmy do knajpy (bez Moniki, ale ona pewnie się i tak będzie dobrze bawiła). Siedzieliśmy wszyscy, śmiejąc się i rozmawiając jak za dawnych czasów. Gdy wychodziliśmy było już po jedenastej. Wieczór był zimny. Wracaliśmy biegiem, bo padał deszcz. Śmialiśmy się całą drogę jak dzieci. Następnego dnia siedziałam w klasie i uczyłam się do sprawdzianu z biologii. Przeszkodziła mi ostatnia osoba jakiej mogłam się spodziewać, Lucyfer.
- Witaj Samanto.
Spojrzałam na niego, a potem opuściłam wzrok i zaczęłam znowu się uczyć.
- Nie unikaj mnie.
- Jestem zajęta. Daj mi spokój. Nie mam ochoty z tobą gadać. Wyjdź stąd.
- Proszę nie unikaj mnie. Ja nic nie zrobiłem.
- Nie chce się z tobą teraz kłócić, więc idź sobie.
- Samanto proszę, wróć do mnie.
- Czy ty sobie ze mnie jaja robisz? Uważasz że jestem jakaś nienormalna?
- Ależ nie...
- Więc stąd wypierdalaj.
- Jak ostro.
- Idź już stąd.
- Do zobaczenia.
- Oby nie.
Na szczęście odszedł. Szczerzę nienawidzę tego człowieka. O ile można go tak nazwać.
Wracałam sama do domu. Wchodząc do domu usłyszałam głosy. Były to głosy Natalii i... Erica. Siedzieli razem na sofie w salonie. Gdy ich zobaczyłam zbladłam.
- Co ty tu robisz?
- Rozmawiam z twoją kuzynką. Jest bardzo miła. A tak przy okazji cześć.
- Cześć, naprawdę miło, że wpadłeś, ale wydaje mi się, że powinieneś już iść.
- Nie, zostań. - Natalia jak zwykle musi się wtrącić.
- Muszę już wracać. Do zobaczenia Natalio. - Ujął jej dłoń i pocałował w nią. Moja kuzynka od razu się rozpromieniła. Potem syn szatana podszedł do mnie i ujął moją dłoń. Nie zabrałam. Nie chciałam wyjść przy Natalii na skończona hipokrytkę. Eric uśmiechnął się.
- Do zobaczenia Samanto. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.- Pocałował moją dłoń. Chciałam, aby jak najszybciej opuścił mój dom.
- Powiedz ojcu - zwróciłam się do niego cicho. - Aby się do mnie nie zbliżał, tak samo jak ty.
- Słodka jak zawsze. Ojcu przekaże te wiadomość. Michaelowi też mam to przekazać?
- Nie waż się mu tego mówić. Jako jedyny mnie nie wkurzył.
- Mój perfekcyjny brat. Jak zawsze. Uh... Nie znoszę go. Do widzenia wam, panie.
Kilka sekund po tym jak Eric zniknął, Vincent przyszedł do Natalii. Podszedł do Natalii i pocałował ją w policzek.
- Cześć kocie, coś mnie ominęło?
- Raczej nie, jak w szkole?
- Nic ciekawego, szkoła równa się nuda, prawda Samanto?
- Jak zwykle masz racje. Teraz was zostawię i pójdę do siebie pouczyć się.
Poszłam na górę. Zaczęłam czytać książkę. Po chwili znudziła mi się. Przypomniał mi się Michael. Słodki blondyn. Szkoda mi go. Syn szatana, wiecznie w piekle. Kto chciałby takie życie? Rozmyślenia przerwał mi Kacper. Zdziwiło mnie to, że przyszedł. Od dawna nie rozmawialiśmy. Tylko rutynowe pytania i odpowiedzi. Ucieszyłam się na jego widok.
- Hej Sam. Mogę wejść?
- Tak, jasne. Coś się stało?
- To ja powinienem zadać ci to pytanie. Sam martwię się o ciebie. Od kilku dni chodzisz przygnębiona. Opowiedz mi co się z tobą dzieje.
- Kacper, nic mi nie jest. Po prostu mam ciężki tydzień. Nie masz powodu do zmartwień. - Usiadła koło mnie i ujął moją dłoń.
- Sam nie oszukuj mnie. Powiedz, co się dzieje.
Opowiedziałam mu o wszystkim. To mi bardzo pomogło. Kacper to mój pierwszy przyjaciel. Zawsze był dla mnie numerem jeden. Po tym jak się wyprowadziłam, nic się nie zmieniło. Do dziś dnia jest moim pierwszym przyjacielem.
- Sam tak mi przykro. Nie wiem co mam ci powiedzieć. Przepraszam.
- Za co? Ty nic nie zrobiłeś. Nie masz za co przepraszać.
- Właśnie, nic nie zrobiłem. Powinienem był ci pomóc. Jestem nikim.
- Nic nie mogłeś zrobić. Nie czuj się winny. Nie możesz za każdym razem, kiedy mam kłopoty pomagać mi. Jestem już dużą dziewczynką.
- Sam ja chcę cię bronić i chronić. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało.
- Nic mi nie jest i nie będzie.
- Zapamiętaj. - Jeszcze bardziej ścisnął mi dłoń. - Jak coś się stanie, przyjdź do mnie. Jasne?
- Tak szefie.
- No.
Przytulił mnie.
- A teraz powiedz, co zrobisz z Erickiem? Nie zostawisz tak tego, prawda?
- Jasne, że nie. Nie pozwolę, aby ten idiota zepsuł związek mojej kuzynki. Mam pewien plan, ale ty musisz mi pomóc.

- W końcu ta sama Sam, którą znam. No mów.