Piątkowy
poranek był piękny i słoneczny, ale nie miałam ochoty wstawać.
Do późna omawiałam z Kacprem nasz plan. Dopracowaliśmy każdy
szczegół, nawet najmniejszy. Wyszło nam genialnie. Potrzebowaliśmy
zgody i wsparcia tylko od jednej osoby. Miałam nadzieje, że nam
pomoże. Była to nasza ostatnia deska ratunku. Zmuszona wstałam,
ubrałam się i poszłam do szkoły. Nic nadzwyczajnego. Zwykły,
nudny dzień w nijakiej szkole. Choć chciałam zostać w niej jak
najdłużej. Nie miałam pojęcie, co zrobię, kiedy skończę
ostatni rok. Jak na złość dzień minął bardzo szybko. Leniwie
wróciłam do domu, a potem powoli weszłam na drugie piętro mojego
domu. Otworzyłam spokojnie drzwi i poszłam do świata umarłych.
Nic
się tam nie zmieniło. Wszystko było takie samo jak w dniu kiedy
stamtąd odeszłam. Weszłam do wielkiego salonu, którego nazywałam
"salonem Michaela". Miałam nadzieję, że tam go znajdę.
Niestety, nie było go tam. Podeszłam do kanapy. Dotknęłam jej
rogów delikatnie. Przeszłam dokoła sofy. Na małym stoliczku
leżała gazeta. Wzięłam ja do ręki. Nie była dzisiejsza.
Pochodziła z 1999 roku. Z roku, w którym urodziła się Natalia,
Monika, Kacper i ja. Była otwarta na stronie, gdzie widniały
fotografie nowo narodzonych dzieci. Na jednym z nich była Natalia,
na innym Monika, lecz tylko zdjęcie Natalii było zaznaczone kółkiem
w kolorze krwistej czerwieni. Domyśliłam się, że Eric zapewne
zbierał informacje na temat mojej kuzynki. Pod tą gazetą znalazłam
jeszcze jedną. Również z 1999, ale czerwca. Tam widniało moje
zdjęcie. I w tamtym momencie zrozumiałam, że Eric to totalny
psychol. Nie przerażał mnie. Raczej odstraszał swoją postawą.
Jak on ma zamiar znaleźć sobie kiedyś żonę?
-
Mam nadzieję, że nie myślisz, że to moje.
Odwróciłam
się. W wejściu do salonu stal Michael. Miał na sobie ciemnie
spodnie i granatową koszulę odrobinę rozpiętą u góry.
-
Nie, jasne, że nie. Domyśliłam się, że to sprawa Erica.
Pokonał
dzieląca nas odległość i stanął naprzeciwko mnie.
- Co
cię tu sprowadza Samanto?
- Ty.
Mam do ciebie sprawę. Jest to dla mnie bardzo ważne. Tylko ty
możesz nam pomóc.
-
Postaram się, ale powiedz o co chodzi?
Opowiedziałam
Michaelowi o naszym planie.
- Nie
wiem, czy mi się uda. Naprawdę dam z siebie wszystko, ale nic nie
mogę ci obiecać.
- Nie
musisz. Ważne, że spróbujesz. To wiele dla mnie znaczy, dziękuję.
-
Jeszcze nic nie zrobiłem. Podziękujesz, jak się uda.
Nie
mogłam się powstrzymać. Przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk.
-
Muszę już iść. Jakby coś się działo, przyjdź do mnie.
-
Jasne. Do zobaczenia.
- Do
zobaczenia.
Opuściłam
piekło z ulgą i dumą, że udało mi ściągnąć na swoją stronę
syna szatana. Teraz trzeba czekać.
Kacper wtajemniczył w nasz plan Vincenta. Na początku
nie był mu przychylny wiadomo, bardzo kochał Natalię), ale
ostatecznie się zgodził. Domyślałam się, że musi go to wiele
kosztować. Byłam mu za to wdzięczna.
W
sobotę byłam z Kacprem na zakupach. On je uwielbiał, a ja ich nie
znosiłam. Dlatego zawsze ze mną jeździ. Chciałam, żeby sam
jechał, ale nie. Jak zwykle robił mi na złość. Weszliśmy z
zakupami do domu. Na kanapie w głównym salonie siedziała Natalia
i... Eric. Gdy ich zobaczyłam wymieniłam z Kacprem spojrzenia i się uśmiechnęliśmy. Po bardzo krótkim przywitaniu poszliśmy we
dwójkę do kuchni. Pierwsze, co powiedział Kacper to:
-
Piąteczka mała. Jesteś boska.
Przybiłam
mu piątkę i skromnie powiedziałam:
- No
wiesz, ma się talent do przekonywania.
-
Teraz musimy tylko czekać. Scena jest teraz Erica. Oby zagrał swoją
rolę jak najlepiej.
- Na
pewno tak będzie. To idiota. Nawet nie wie, że w tym przedstawieniu
to my pociągamy za sznurki.
- Nie
mogę doczekać się końca tego spektaklu.
Oczami
wyobraźni widziałam jak Kacper zaciera ręce.
-
Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.
-
Podejrzewam, że Vincent zgodził się na to, tylko ze względu na
zakończenie tej bajki.
-
Masz rację. Oby wtedy nie zrobił nic głupiego.
W
niedzielę rano ktoś zapukał do drzwi mojej sypialni. Podeszłam
myśląc, że to Natalia lub Kacper. Był to jednak Michael.
-
Dzień dobry Samanto. Przepraszam, że tak,wcześnie ale musiałem
sprawdzić czy wszystko jest okej.
Wpuściłam
go do pokoju.
- Nie
musisz przepraszać. Wszystko jest okej. Dobrze, że wpadłeś. Muszę
ci podziękować.
- Już
mi dziękowałaś. Nie musisz więcej.
- Ale
chcę. - Usiadłam koło niego.- Wykonałeś to zadanie doskonale.
Nie wiem jak mam ci podziękować. Naprawdę się postarałeś.
Powiedz, co chcesz a ja spełnię twoje życzenie.
- Nie
możesz dać mi tego, o czym marzę.
-
Dlaczego? Co to takiego?
-
Chciałbym, choć na chwilę, zapomnieć o wszystkim i poczuć miłość
lub przynajmniej bliskość jakiejś osoby. Najlepiej dziewczyny.
- To
trudne do zrobienia...
- A
nie mówiłem. Kto chciałby pocałować diabła? Nikt. Zawsze
chciałem choć na chwilę poczuć się chciany...
-
Och, weź się w końcu zamknij.
Nie
mogłam dłużej tego znieść. Jego cierpienia i ciężkiego życia.
Pocałowałam go. On niepewnie odwzajemnił pocałunek. Na początku
delikatny całus przerodził się w gorący i pełen namiętności
pocałunek. Podobał mi się. I to nawet bardzo. Niechętnie - po
kilku, jak mi się zdawało, godzinach- oderwałam się od pysznych ust
Michaela. Spojrzał na mnie.
-
Przepraszam.
- Nie
masz za co Samanto. Dziękuję.
Pocałował
mnie nie pewnie w policzek i odszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz