piątek, 4 marca 2016

Rozdział 7

Piątkowy poranek był piękny i słoneczny, ale nie miałam ochoty wstawać. Do późna omawiałam z Kacprem nasz plan. Dopracowaliśmy każdy szczegół, nawet najmniejszy. Wyszło nam genialnie. Potrzebowaliśmy zgody i wsparcia tylko od jednej osoby. Miałam nadzieje, że nam pomoże. Była to nasza ostatnia deska ratunku. Zmuszona wstałam, ubrałam się i poszłam do szkoły. Nic nadzwyczajnego. Zwykły, nudny dzień w nijakiej szkole. Choć chciałam zostać w niej jak najdłużej. Nie miałam pojęcie, co zrobię, kiedy skończę ostatni rok. Jak na złość dzień minął bardzo szybko. Leniwie wróciłam do domu, a potem powoli weszłam na drugie piętro mojego domu. Otworzyłam spokojnie drzwi i poszłam do świata umarłych.
Nic się tam nie zmieniło. Wszystko było takie samo jak w dniu kiedy stamtąd odeszłam. Weszłam do wielkiego salonu, którego nazywałam "salonem Michaela". Miałam nadzieję, że tam go znajdę. Niestety, nie było go tam. Podeszłam do kanapy. Dotknęłam jej rogów delikatnie. Przeszłam dokoła sofy. Na małym stoliczku leżała gazeta. Wzięłam ja do ręki. Nie była dzisiejsza. Pochodziła z 1999 roku. Z roku, w którym urodziła się Natalia, Monika, Kacper i ja. Była otwarta na stronie, gdzie widniały fotografie nowo narodzonych dzieci. Na jednym z nich była Natalia, na innym Monika, lecz tylko zdjęcie Natalii było zaznaczone kółkiem w kolorze krwistej czerwieni. Domyśliłam się, że Eric zapewne zbierał informacje na temat mojej kuzynki. Pod tą gazetą znalazłam jeszcze jedną. Również z 1999, ale czerwca. Tam widniało moje zdjęcie. I w tamtym momencie zrozumiałam, że Eric to totalny psychol. Nie przerażał mnie. Raczej odstraszał swoją postawą. Jak on ma zamiar znaleźć sobie kiedyś żonę?
-  Mam nadzieję, że nie myślisz, że to moje.
Odwróciłam się. W wejściu do salonu stal Michael. Miał na sobie ciemnie spodnie i granatową koszulę odrobinę rozpiętą u góry.
- Nie, jasne, że nie. Domyśliłam się, że to sprawa Erica.
Pokonał dzieląca nas odległość i stanął naprzeciwko mnie.
- Co cię tu sprowadza Samanto?
- Ty. Mam do ciebie sprawę. Jest to dla mnie bardzo ważne. Tylko ty możesz nam pomóc.
- Postaram się, ale powiedz o co chodzi?
Opowiedziałam Michaelowi o naszym planie.
- Nie wiem, czy mi się uda. Naprawdę dam z siebie wszystko, ale nic nie mogę ci obiecać.
- Nie musisz. Ważne, że spróbujesz. To wiele dla mnie znaczy, dziękuję.
- Jeszcze nic nie zrobiłem. Podziękujesz, jak się uda.
Nie mogłam się powstrzymać. Przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk.
- Muszę już iść. Jakby coś się działo, przyjdź do mnie.
- Jasne. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Opuściłam piekło z ulgą i dumą, że udało mi ściągnąć na swoją stronę syna szatana. Teraz trzeba czekać.

    Kacper wtajemniczył w nasz plan Vincenta. Na początku nie był mu przychylny wiadomo, bardzo kochał Natalię), ale ostatecznie się zgodził. Domyślałam się, że musi go to wiele kosztować. Byłam mu za to wdzięczna.
W sobotę byłam z Kacprem na zakupach. On je uwielbiał, a ja ich nie znosiłam. Dlatego zawsze ze mną jeździ. Chciałam, żeby sam jechał, ale nie. Jak zwykle robił mi na złość. Weszliśmy z zakupami do domu. Na kanapie w głównym salonie siedziała Natalia i... Eric. Gdy ich zobaczyłam wymieniłam z Kacprem spojrzenia i się uśmiechnęliśmy. Po bardzo krótkim przywitaniu poszliśmy we dwójkę do kuchni. Pierwsze, co powiedział Kacper to:
- Piąteczka mała. Jesteś boska.
Przybiłam mu piątkę i skromnie powiedziałam:
- No wiesz, ma się talent do przekonywania.
- Teraz musimy tylko czekać. Scena jest teraz Erica. Oby zagrał swoją rolę jak najlepiej.
- Na pewno tak będzie. To idiota. Nawet nie wie, że w tym przedstawieniu to my pociągamy za sznurki.
- Nie mogę doczekać się końca tego spektaklu.
Oczami wyobraźni widziałam jak Kacper zaciera ręce.
- Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.
- Podejrzewam, że Vincent zgodził się na to, tylko ze względu na zakończenie tej bajki.
- Masz rację. Oby wtedy nie zrobił nic głupiego.
W niedzielę rano ktoś zapukał do drzwi mojej sypialni. Podeszłam myśląc, że to Natalia lub Kacper. Był to jednak Michael.
- Dzień dobry Samanto. Przepraszam, że tak,wcześnie ale musiałem sprawdzić czy wszystko jest okej.
Wpuściłam go do pokoju.
- Nie musisz przepraszać. Wszystko jest okej. Dobrze, że wpadłeś. Muszę ci podziękować.
- Już mi dziękowałaś. Nie musisz więcej.
- Ale chcę. - Usiadłam koło niego.- Wykonałeś to zadanie doskonale. Nie wiem jak mam ci podziękować. Naprawdę się postarałeś. Powiedz, co chcesz a ja spełnię twoje życzenie.
- Nie możesz dać mi tego, o czym marzę.
- Dlaczego? Co to takiego?
- Chciałbym, choć na chwilę, zapomnieć o wszystkim i poczuć miłość lub przynajmniej bliskość jakiejś osoby. Najlepiej dziewczyny.
- To trudne do zrobienia...
- A nie mówiłem. Kto chciałby pocałować diabła? Nikt. Zawsze chciałem choć na chwilę poczuć się chciany...
- Och, weź się w końcu zamknij.
Nie mogłam dłużej tego znieść. Jego cierpienia i ciężkiego życia. Pocałowałam go. On niepewnie odwzajemnił pocałunek. Na początku delikatny całus przerodził się w gorący i pełen namiętności pocałunek. Podobał mi się. I to nawet bardzo. Niechętnie - po kilku, jak mi się zdawało, godzinach- oderwałam się od pysznych ust Michaela. Spojrzał na mnie.
- Przepraszam.
- Nie masz za co Samanto. Dziękuję.

Pocałował mnie nie pewnie w policzek i odszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz