( Eric)
Siedziałem na
sofie w głównym salonie pałacu. Myślami byłem z nią. Jej delikatne rysy twarzy,
promienny uśmiech, nawet złość na jej twarzy jest cudowna. Codziennie
zaprzątają mi głowę myśli o niej. Nigdy nic takiego nie czułem. Długie,
falujące włosy, niesfornie opadające na jej ramiona. Nie, nie mogę o niej ciągle
myśleć. Byłem zmęczony. Przeżyłem długi i męczący dzień. Sen mnie morzył.
Postanowiłem się położyć. Zasnąłem bardzo szybko.
Wstałem wcześnie
rano. Kuchnia była pusta, gdy do niej wszedłem. Przygotowanie jedzenia nie
zajęło mi dużo czasu. Z wcześniej przygotowanym śniadaniem udałem się do
salonu. Rozmyślałem nad swoim nędznym życiem. Zrozumiałem, że jestem
beznadziejnym, nic nie wartym tchórzem. Niespodziewanie poczułem dłoń na moim
ramieniu. Szybko się odwróciłam. To była ona. Samanta Black. Piękna jak zwykle.
Pierwszy raz uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Co tutaj
robisz Samanto?
- Przyszłam ci
coś powiedzieć Ericu.
- Zanim
zaczniesz się na mnie drzeć pozwól, że ja najpierw ci coś powiem.
Usiadła obok
mnie, ułożyła dłonie na kolanach i spojrzała na mnie ciepłym wzrokiem.
- Samanto ciężko
mi to przyznać, ale ja się w tobie... Zakochałem. Od pierwszego naszego
spotkania w kuchni. To było takie nagłe...
- Wiem o tym
Ericu. Dlatego tu jestem. - Przysunęła się bliżej. - też chciałam ci to
powiedzieć.
Pochyliła się i
mnie pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek. Był to słodki całus. Najcudowniejsza
chwila w moim życiu. Po długiej chwili oderwaliśmy się od siebie. Patrzyła na
mnie pełnym ciepła i uczuć wzrokiem.
Nagle się
obudziłem. To był tylko sen, niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz