piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 2

Zamek jest piękny i ogromny, a jednocześnie tajemniczy i przerażający. Nie mogłam się w nim odnaleźć. Miejsce te sprawiało, że nie czułam się zbyt dobrze. Miałam dzielić sypialnie z szatanem. Ogromne łoże z satynową pościelą w kolorze czerni i krwistej czerwieni. Pokój był cudowny, lecz nie pasowałam do niego. W szafie znalazłam wiele przepięknych sukien. Na półce niżej poukładane było różnego rodzaju obuwie. Mimo, że wszystkie ubrania i buty były wspaniałe, nie pasowały do mnie. Nie chciałam nosić niczego, co podarował mi Lucyfer.

Kiedy skończyłam oglądać zamek, zatrzymałam się w ogromnym salonie. Na środku pokoju ustawiona była wielka czerwona sofa, która przypominała literę U. Siedział na niej chłopak, lecz odwrócony był do mnie plecami. Nie zauważył mnie, kiedy stałam na schodach. Cichym krokiem podeszłam do niego i stanęłam obok.
- Cześć. - Powiedziałam. Chłopak nagle obrócił się w moja stronę. Chyba go trochę wystraszyłam.
- Witaj. –  Był młody, może w moim wieku.
- Kim jesteś?
- Mam na imię Samanta.
- Ach, czyli ty jesteś narzeczoną mojego ojca? - Nastolatek wpatrywał się we mnie. Czułam się skrępowana. Nie wiedziałam, co teraz myśli. Chłopak miał śliczne, miodowe, lecz niesforne włosy. Przeczesał je.
- Nie powiedziałabym, że narzeczoną. Niezbyt chcę o tym mówić, wybacz.
- Rozumiem. Ojciec dużo o tobie mówił. Ciągle powtarzał o twojej pięknej urodzie, nie mylił się. Jesteś piękniejsza niż mi się wydawało. Skąd cię zna?
- Jestem boginią śmierci. Kiedy byłam małym dzieckiem, dziadek oddał się w ręce Lucyfera, aby ratować życie mojej babci. Rozkazał dziadkowi, aby przekazał całą moc dziecku, czyli mi. Najpierw zabrał mi dziadka, a teraz chce mnie. Jednak pierwszy raz zobaczyłam Lucyfera kilka tygodni temu, kiedy miałam do niego interes.
- Jest szatanem, najpotężniejszym stworzeniem, które chce mieć wszystko oraz wszystkich. Spójrz na mnie i na niego, wyglądamy jak nastolatkowie. Ojciec powinien być starszy od syna, a nie odwrotnie. Jeszcze tak młoda i piękna dziewczyna ma być moją macochą? Niedorzeczność.
- Masz rację. Czy mogłabym wiedzieć, jak masz na imię?
- Michael. Jestem uradowany, że będę miał kogoś, z kim mogę porozmawiać. Nigdy nie miałem takiej osoby, zazwyczaj byłem samotny.
- Ja musiałam porzucić moje dotychczasowe życie… Rodziców, przyjaciół, wszystkich bliskich, oni już  nigdy mnie nie zobaczą. - Łzy same płynęły po moich policzkach.
 - Może będziesz mogła kiedyś odwiedzić swoją rodzinę. Mój ojciec nigdy nie miał dziewczyny, która jest człowiekiem. Kiedyś, bardzo dawno temu zakochał się, lecz wtedy był inny. Ta kobieta odmieniła jego całe życie. Może mu ją przypominasz, dlatego tak bardzo cię pragnie. Nawet odtrącił moją matkę dla ciebie.
- Nie mógł się we mnie zakochać, nawet mnie nie zna. Podoba mu się tylko mój wygląd, to puste i …
- Chore, tak to prawda. Ciężko przejrzeć jego myśli.
- Jesteś inny. Ani trochę nie przypominasz ojca.
- Nigdy nie chciałem być taki jak on. Od zawsze byłem sam. Z nikim nie rozmawiałem dłużej, niż dziesięć minut. On mnie nie znosi, zaś uwielbia mojego brata. Uważaj na Erica. Jest złym człowiekiem. Nie chcę, żeby cię skrzywdził.
- Dziękuję, naprawdę. Zapamiętam twoje słowa. Możesz na mnie liczyć, jeśli chcesz porozmawiać, tylko powiedz.
- Naprawdę? - W jego głosie słychać było szczerość i podziękowanie.
- Jasne. Czuję, że będziesz dla mnie jak przyjaciel. Teraz żegnaj, chcę się jeszcze rozejrzeć po zamku.
- Do zobaczenia. Mam nadzieję, że już niedługo.
Pewnym krokiem ruszyłam do sypialni. Ogromne pomieszczenie trochę mnie onieśmielało. Czułam się tu niekomfortowo. Moje mieszkanie było duże, ale ten pokój, to jak połowa mojego domu. Kiedy obejrzałam całe pomieszczenie, poczułam głód. Całe te zwiedzanie zamku bardzo mnie wyczerpało.
Kuchnie znalazłam w miarę szybko. Nikogo tam nie zastałam. Postanowiłam zrobić sobie kanapkę. W lodówce znalazłam wszystkie potrzebne składniki. Zrobiłam również gorącą herbatę. Gdy wszystko miałam już gotowe, usłyszałam za sobą męski głos:
- W czym mogę pani pomóc?- Był to spokojny, opanowany i głęboki głos. Niepewnie się odwróciłam. W wejściu do kuchni stał kolejny nastolatek o blond włosach. Przystojny, jak każdy facet w tym domu.
- W niczym. Dałam sobie radę, dziękuję. - Chciałam już wyjść, ale nieznajomy zastawił mi ręką drogę.
- Mogę wiedzieć, jak taka piękna i samotnie snująca się po zamku dziewczyna, ma na imię?
- Samanta.
- Ach, więc jesteś narzeczoną mojego ojca.
- Jeszcze nie narzeczoną.
- Nie wiedziałem, że mój tatuś ma taki dobry gust.
- Dziękuję, ale teraz muszę już iść. Proszę, przepuść mnie. – To był Eric, stałam przerażona.
- Gdzie się tak spieszysz?
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć, odejdź. - Spojrzałam w jego szare oczy, które mi się przyglądały. Delikatnie się uśmiechał. Odwróciłam wzrok.
- Nie chcesz wiedzieć jak mam na imię?
- Wiem, jak masz na imię.
- Doprawdy Samanto?
- Tak, Ericu.
Przez chwilę zamilkł.
- Piękna, a do tego jeszcze bystra. Ideał kobiety.
- O mnie mówisz?
- I do tego skromna. Podoba mi się.
- Przestań.
- Och, nie złość się. Może oprowadzić cię po zamku?
- Nie trzeba. Poradziłam sobie.
- Chyba mnie nie lubisz, co?
- Nie znam cię, nie wiem jaki jesteś.
- Mam nadzieję, że w końcu poznasz i polubisz.

- Zobaczymy. Muszę już iść, naprawdę. - W końcu mnie puścił. Poszłam do sypialni nie odwracając się. Zamknęłam drzwi od środka. Nie miałam ochoty już nic jeść, straciłam apetyt. Postawiłam kolację na stoliku nocnym, który stał obok łóżka. Położyłam się na ogromnym łożu z baldachimem. Materac był bardzo wygodny. Nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.

sobota, 23 stycznia 2016

Bogowie Aniołów - Rozdział 1


Nadszedł 21 luty. Piękny, wiosenno-zimowy dzień. Dzisiaj organizuje wraz z Vincentem i Kacprem urodziny Moniki i Natalii. Natalia zrezygnowała z hucznego przyjęcia, chciała wraz z Moniką spędzić wspólnie dzień z najbliższymi. Jednak, postanowiłam zrobić im niespodziankę, zasługiwały na to. Mimo, że Monika wróciła na ziemię ,odzyskała prawdziwą siebie i wszyscy byliśmy razem,  miałam złe przeczucia.  Kiedy siostry wyszły na spacer, zaczęliśmy przygotowania. Zaprosiliśmy znajomych ze szkoły, w tym Anitę z Aleksem i Sandrę  z Dawidem.  Vincent wraz z Kacprem wspólnie upiekli tort urodzinowy dla dziewczyn. Pomagała im mama Vincenta. Chłopcy mieli niezłą zabawę.
Około godziny dwudziestej zebrali się wszyscy zaproszeni goście. W  końcu siostry wróciły do domu i nie były zaskoczone, ale cieszyły się widząc swoich znajomych. Monika wraz z Natalią przywitały wszystkich gości. Muzyka grała, a szkolni znajomi składali Natalii i Monice życzenia. Po chwili do salonu weszli Vincent i Kacper w fartuszkach, niosąc tort. Muszę przyznać, że był to bardzo zabawny widok. Zaczęłam kroić tort i przy pomocy Kacpra rozdawać go wszystkim gościom. Vincent i Kacper zbierali gratulację za przepyszny tort. Podczas zabawy zaczął boleć mnie żołądek. Ból był w miarę do zniesienia, choć z każdą chwilą stawał się coraz bardziej uporczywy. Po niedługim czasie zabawy, zwijałam się z bólu. Natalia zaniepokojona spytała:
- Wszystko w porządku?
- To tylko z nerwów.
 - Co się dzieję?
- Mam złe przeczucia.
- Chodzi o Lucyfera?
- Mam nadzieję, że nie.
W tym momencie wszedł Vincent i poprosił mnie, żebym ich zostawiła.
- Gotowa, głupku?
- Na co?
- Myślisz, że nic dla ciebie nie przygotowałem?
- Nie mogę zostawić gości, a zwłaszcza Moniki.
- Już to załatwiłem, a teraz chodź i nie dyskutuj.
Po chwili Vincent przełożył Natalię przez ramię i wyszedł z domu. Odjechali na motorze.
Dochodziła północ. Wszyscy goście już nas opuścili. Kacper i Monika położyli się spać, a Natalia jeszcze nie wróciła. Ja nie mogłam spać, więc leżałam na sofie w salonie i jadłam ciasto. Była to piękna zimowa noc, księżyc w pełni świecił jasnym światłem, przedostając się do salonu mojego domu przez okna. Nagle pokój oplotła ciemność. Wiedziałam co się dzieję, byłam przerażona. Niespodziewanie na środku pomieszczenia rozbłysło światło. Chciałam uciec, lecz nie mogłam się ruszyć. Niewidzialna siła przywierała mnie do kanapy. W pewnym momencie zobaczyłam przed sobą jego. Najpotężniejszego pana zła, Lucyfera.
- Droga Samanto, czemu chcesz uciec? Boisz się mnie?
-  Może.
- Musisz się do mnie przyzwyczaić. Wiesz, że nie mógłbym zrobić ci krzywdy.
- To czemu nasłałeś na mnie i moich przyjaciół Monikę?
- Nikt by ci nie zrobił krzywdy.
- Po co tu przyszedłeś?- Uśmiech przebiegł po jego idealnych ustach.
- Przyszedłem ci powiedzieć, że jutro po ciebie przyjdę. Bądź proszę gotowa.
- Nie zgadzam się.
- Nie możesz.
Podszedł do mnie i pochylił się, aby mnie pocałować. Odwróciłam głowę.
- I tak w końcu to zrobisz.
- Jesteś w błędzie.
- Samanto, uwierz mi.
- Wyjdź z mojego domu.
-  Do zobaczenia.
Odszedł. Następnego dnia późno wstałam, nie mówiąc nikomu o wieczornym gościu. Poszłam do łazienki i ubrałam się. Następnie zjadłam szybkie śniadanie. Wyszłam do ogrodu. Zamknęłam oczy i nagle usłyszałam głos – „To już dzisiaj”.  Nie mogłam uwierzyć, że to mój ostatni dzień na ziemi.  Zostanę zabrana do wiecznej otchłani ciemności. Jestem sama w domu, nikt nie jest w stanie mi pomóc. Vincent zabrał Natalię, aby uczyć ją jeździć na motorze. Kacper miał dzisiaj mecz, a Monika poszła kibicować jego drużynie. Zostałam sama. Weszłam do domu i sprawdziłam godzinę, dochodziła już czternasta. Niespodziewanie poczułam na sobie oddech. Odwróciłam się i ujrzałam Lucyfera, całego w czerni. Uśmiechnął się do mnie.
- Gotowa?
- Nigdy nie będę gotowa.
- Niedługo zmienisz zdanie.
- Nigdzie z Tobą nie idę.
- Czemu tak bardzo tego nie chcesz?
- Ponieważ nie chcę spędzić mojego całego życia z dala od mojej rodziny i przyjaciół.
- Teraz ja będę twoją rodziną.
- Chyba nie znasz znaczenia słowa „rodzina”.
- Widocznie inaczej rozumiemy tę wartość.
- Czemu ja?
- Bo Ciebie wybrałem i nie zmienię zdania.
- A twoja małżonka? Co z nią?
- Nic już do niej nie czuję. Jedyne, co nas łączy to nasi dwaj synowie.
- Masz dzieci?
- Oczywiście, że mam.
- Zaskakujące. Gdzie przebywają twoi synowie?
- Oczywiście są ze mną.
- Och. – Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Musimy już iść, nie chcę niepotrzebnych tutaj ludzi.

To był już koniec. Nie zostało mi nic innego, jak tam iść i spędzić z nim resztę mojego nędznego życia.

piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 25

Monika
Po przebudzeniu pierwsze, co zobaczyłam to przerażone oczy Samanty. Obok niej stała przygnębiona Natalia, która trzymana była przez nieznajomego mi chłopaka. Ujrzałam jeszcze kogoś, nastolatka. Przypuszczałam, że był to Kacper. Ich oczy skierowane były w moją stronę. Spojrzałam na swoją ranę, którą prędzej uleczyłam. Pamiętałam wszystko, każde zło, które wyrządziłam, twarze ludzi, których zabiłam. Moje sumienie nie wytrzymywało tej presji, myślałam, o tym żeby ulżyć swoim cierpieniom. Z zamyśleń wyrwał mnie widok chłopaka, który wypuścił Natalię, a ona natychmiast rzuciła się w moje ramiona. Płakała. W tym momencie zrozumiałam, ile bólu musiałam jej wyrządzić. Po chwili Kacper wraz z Samantą dołączyli się do Natalii. W tej chwili poczułam, jak bardzo mi ich brakowało, zwłaszcza mojej ukochanej siostry. Tajemniczy chłopak stał z boku i przyglądał się nam. Kacper, Samanta i nieznajomy zostawili mnie i Natalię same. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czekałam, aż ona zrobi to pierwsza. Nasza rozmowa opierała się głównie na przeprosinach. Konwersację przerwał nam chłopak, który usiadł koło Natalii i złapał ją za rękę. Zastanawiałam się, kim on jest. Ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że to chłopak Natalii. Byłam szczęśliwa, że miała oparcie i nie została z tym sama, że mogła porozmawiać z kimś, o tym wszystkim co się wydarzyło. Całą noc wszyscy rozmawialiśmy. Niewiarygodne było to, że po dziesięciu latach znów mogłam się wspólnie z nimi śmiać, rozmawiać. Poczułam wielką ulgę, kiedy dowiedziałam się, że wszyscy są cali i zdrowi. Natalia usunęła pamięć każdemu, kto widział jak zamordowałam tamtą rodzinę. Wymazała ich istnienie z pamięci każdego, nikt nie wiedział nawet, że kiedykolwiek byli tacy ludzie.

Po południu, kiedy wszyscy odpoczęli, Sam zaproponowała wyjście do kina na najnowszy horror. Byliśmy miłośnikami tego gatunku. Siostra pożyczyła mi ubrania. Sumienie nadal nie dawało mi spokoju, ale musiałam wziąć się w garść, nie mogłam pokazywać słabości. W końcu całą paczką pojechaliśmy do kina. Całą drogę Kacper mnie zagadywał, a Samanta przyglądała się nam podejrzanym wzrokiem. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, poszliśmy kupić bilety i popcorn. Zajęliśmy miejsca. Siedziałam między Kacprem, a Natalią. Zgasili światło, a my nadal głośno rozmawialiśmy. Samanta chciała skupić się na filmie i w żartobliwy sposób kazała nam się uciszyć, więc wlepiliśmy wzrok w ekran. Przy pierwszej strasznej scenie, Kacper zaczął krzyczeć i złapał mnie za rękę, twierdząc, że się boi. Cała sala zaczęła go uciszać, a Samanta rzuciła zabójcze spojrzenie w jego stronę.
- Dzikusy.- Odrzekła Samanta.
Po skończeniu się filmu, zmęczeni wróciliśmy do domu. Uznaliśmy, że tej nocy nie będziemy rozmawiać, a położymy się spać, jak każdy inny człowiek. Samanta zadzwoniła do rodziców i poinformowała ich o całej sytuacji. Wytłumaczyła im, co się ze mną stało. Pozwolili mi u nich zamieszkać, mimo że nie mieli do mnie pełnego zaufania. Miałam pokój z Natalią. Vincent musiał wracać już do domu, więc Natalia poszła go odprowadzić. Samanta udała się przygotować nam pokój, a ja zeszłam do kuchni zrobić nam kolację. Na miejscu czekał na mnie Kacper, który siedział przy stole.
- Czekasz na kolacje?
- Muszę Ci coś wytłumaczyć.- Powiedział Kacper z powagą w głosie.
Usiadłam naprzeciwko niego i spojrzałam mu w oczy.
- Przepraszam, za te dzisiejsze niezręczne sytuacje.
- Nic się nie stało Kacperku.- Uśmiechnęłam się do niego. Gdy byliśmy dziećmi zawsze się tak do niego zwracałam, ponieważ był słodkim chłopcem. Chłopak odwzajemnił uśmiech, ale nadal wyglądał smutno.- No to mów to, co masz do powiedzenia.
- Po prostu chciałem wzbudzić zazdrość w Samancie.
- Kochasz ją?
- Nie wiem, tak myślę.
- Takim sposobem raczej jej nie zdobędziesz. A wręcz przeciwnie. Możesz ją do siebie zniechęcić. Powinieneś do niej, a nie do mnie się przymilać. Samanta nawet jeśli będzie zazdrosna, nie pokaże tego po sobie. Będzie się zachowywała tak jak dawniej, a zazdrość będzie ją zżerała od środka.
- Masz rację... Dziękuję. Cieszę się, że wróciłaś.- Chłopak przytulił mnie i w tym momencie Samanta weszła do kuchni. Szybko się od siebie odsunęliśmy, a zmieszany Kacper wyszedł z kuchni. Samanta milcząc pomogła mi przygotować kolację. Czułam się winna, ponieważ Samanta mogła pomyśleć, że ja i Kacper czujemy coś do siebie. Gdy skończyłyśmy, a Natalia wróciła,wszyscy zasiedliśmy do kolacji, a następnie zmęczeni udaliśmy się do łóżek. Kacper i Samanta na szczęście zachowywali się normalnie. Chłopak nadal nie potrafił wyznać jej swoich uczuć, a kuzynka nie domyślała się ich. W ten sposób minął mój pierwszy dzień w domu. Po dziesięciu latach siedzenia w piekle, nareszcie mogłam spędzić czas z moją prawdziwą rodziną. Kacper przez ten czas nic się nie zmienił. Nadal był tym samym blondynem, którego zapamiętałam. Zresztą tak samo jak Samanta. Cieszę się, że poznałam Vincenta. Jest naprawdę świetnym chłopakiem, Natalia jest z nim bardzo szczęśliwa. A ja...w końcu jestem wolna.


piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 24

Boisko nie znajdowało się daleko od mojego domu, więc przenieśliśmy tam Monikę i położyliśmy na sofie. Jej twarz była strasznie blada, a z jej rany na piersi, nadal sączyła się krew. Jednak mimo to, nadal wyglądała pięknie, gdyby zasłonić ranę, przypominałaby dziewczynę, która zapadła w wieczny sen. Kacper, który usłyszał głosy dochodzące z salonu, zszedł na dół. Chłopak znał dziewczynę, bawiliśmy się razem gdy jeszcze była na ziemi. Spojrzał na nią smutno, a potem jego pytający wzrok przeniósł się na mnie. Nie chciałam rozmawiać o tym, przy Natalii. Dlatego poprosiłam Kacpra, aby poszedł ze mną do łazienki, po ciepłą wodę, na obmycie ran mojej kuzynki. W łazience opowiedziałam mu wszystko w skróconej wersji, postanowiłam, że resztę opowiem mu później. Weszliśmy w ciszy do salonu. Natalia siedziała na podłodze z głową schowaną w kolana. Nie pozwalała nikomu się zbliżyć, nawet Vincent był bezradny. Była taka roztrzęsiona. Podeszłam do sofy i uklęknęłam. Łzy zaczęły napływać mi do oczu i spływać na twarz kuzynki. Nie znałyśmy się długo, a poza tym byliśmy wtedy tylko dziećmi, jednak Monika była bardzo pozytywną osobą, kochałam ją. Wiedziałam, że musimy ją gdzieś pochować. Trzeba było zrobić to w ukryciu. Nikt nie mógł się o niczym dowiedzieć. Ścierałam krew dookoła sztyletu. Zastanawiałam się czy powinnam go wyjąć. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, krew zacznie tryskać jeszcze bardziej. Spojrzałam w stronę płaczącej Natalii. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tej sytuacji, co powiedzieć. Nic nie zmieniłoby tego, co się stało. Przeniosłam wzrok na Kacpra. Stał oparty o ścianę, a jego wzrok skierowany był w podłogę. Wstałam i ruszyłam w stronę łazienki. Musiałam iść wymienić wodę, która całkowicie już przybrała kolor czerwieni. Spostrzegłam, że Natalia też wstała. Spojrzałam na nią. Jej oczy były czerwone od płaczu. Nie mogłam wyczytać z jej twarzy, co planuje zrobić. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę Moniki i wypowiedziała kilka słów, bardzo chłodnym tonem.
- Nie mogę na to patrzeć.
Upuściłam miskę, z której wylała się zakrwawiona woda.
- Nie rób tego!- Krzyknęłam. Vincent i Kacper ruszyli w jej stronę, by ją powstrzymać. Jednak było za późno. Natalia wyjęła sztylet i odrzuciła go na bok, po czym spojrzała na twarz swojej siostry i łzy znów napłynęły do jej oczu. Vincent siłą odciągnął dziewczynę, od martwego ciała Moniki. Podbiegłam do sofy i uklęknęłam obok ciała. Nie wiedziałam czym zatrzymać krew, która bardzo szybko sączyła się z rany. Nagle krew przestała lecieć. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Spojrzałam w jej twarz i ujrzałam jej oczy wpatrujące się we mnie. Przerażona szybko wstałam i odsunęłam się od kanapy. Reszta spojrzała w moją stronę. Na twarzach wszystkich pojawił się strach, oprócz Natalii. Monika podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na swoją ranę, a następnie na nas, jednak jej wzrok utkwił w Natalii.
- Wszystko pamiętam.
Płakała. Nie próbowała nas oszukać. To były szczere łzy. Natalia podeszła do siostry i ją przytuliła. Monika odwzajemniła uścisk, po czym powiedziała:
- Nie zasługuję na przebaczenie. Robiłam okrutne rzeczy. Najlepiej będzie, jeśli odbierzecie mi życie.- Spojrzeliśmy się na nią, po czym ja i Kacper dołączyliśmy się do uścisku jej i Natalii. Monika zaczęła płakać jeszcze bardziej.
- Przepraszam was wszystkich.
Po chwili zostawiliśmy Natalie samą z Moniką. Chcieliśmy aby na chwilę zostały same. Dziewczyny nie wiedziały, od czego zacząć rozmowę. Wpatrywały się w siebie, równocześnie się uśmiechając. Ich piękne, zielone oczy były szklane, nie mogły przestać ronić łez. W końcu Natalia odezwała się, jako pierwsza:
- Jak się czujesz?
- Muszę przyznać, że całkiem dobrze. Nie wiem, jak to się stało, że znów jestem sobą, ale naprawdę ci dziękuję. Dziękuję wam wszystkim.
- Obiecaj, że już zawsze pozostaniemy razem.
- Obiecuję siostrzyczko.
- Muszę ci tyle opowiedzieć. Nawet nie wiem od czego zacząć...
- Nie martw się. Teraz będziemy mieć dużo czasu. Musimy wszystko nadrobić.
Do salonu wszedł Vincent.
- Wszystko w porządku?
- Oczywiście. - Odpowiedziała Natalia. Jeszcze nigdy nie widzieliśmy jej takiej szczęśliwej.
- Możesz tu do mnie podejść kochanie? Monika, chyba muszę Ci kogoś przedstawić.
- Kochanie!? - Monika nie mogła uwierzyć, w to, co właśnie usłyszała.
Vincent podszedł do sióstr. Usiadł koło Natalii i objął jej zimną dłoń.
- Monika to jest Vincent, chyba nie muszę mówić więcej. - Uśmiechnęła się.
- Nareszcie mogę poznać równie piękną dziewczynę, co Natalia. - Roześmiał się Vincent.
- Cieszę się, że moja siostrzyczka w końcu może być szczęśliwa.
Po chwili Monika stwierdziła, że chce stanąć na nogi. Natalia i Vincent pomogli jej wstać i zaprowadzili ją do kuchni, gdzie czekałam razem z Kacprem. Byłam zdumiona, a zarazem szczęśliwa. Nareszcie mogliśmy być wszyscy razem. Siedliśmy wszyscy do okrągłego stołu.

Całą noc rozmawialiśmy i śmialiśmy się. To był najszczęśliwszy dzień od bardzo, bardzo dawna. Natalia odzyskała siostrę, Monika poprzez magiczny sztylet, który przebił całe jej zło, znów była sobą, a ja nie muszę zostać żoną Lucyfera. Na razie. 

Rozdział 23

NATALIA
Staliśmy na boisku i czekaliśmy na to, co miało się wydarzyć. Przypomniały mi się słowa matki, która powiedziała, że niedługo spotkam Monikę. Wiedziałam, że to ten moment. Jednak nie wiedziałam, co zrobić, gdy już ją zobaczę. Miałyśmy 6 lat, gdy nas rozdzielono. Czy ona jeszcze mnie pamiętała? Jak bardzo pobyt w piekle ją zmienił? Chciałabym opowiedzieć jej o wszystkim, co mnie spotkało. Chciałabym też, aby ona opowiedziała mi o swoich przeżyciach. Nagle znów czuć było lekkie trzęsienie się ziemi. Podniosłam wzrok. To była ona. Szła w towarzystwie ośmiu mężczyzn. Oczy naszej trójki skierowane były w ich kierunku. Wszyscy ubrani byli w czarne stroje, a moja siostra miała na sobie ślady krwi. Jej długie, czarne włosy powiewały na wietrze. Ubrana była w czarną suknię, a przy ręku trzymała miecz. Wszyscy staliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć.
- Wiecie, po co tu jesteśmy.- Odezwała się moja siostra. Jej głos prawie nic się nie zmienił. Nie pasował do osoby, która bezlitośnie zabijała ludzi. Po chwili zaczęła kontynuować swoje słowa.- Lucyfer kazał tu trochę namieszać. A no i jeszcze mamy zabrać Samantę do piekieł.
Widziałam zmieszanie na twarzy kuzynki. Monika nawet nie zwróciła na mnie uwagi.
- Co masz na myśli poprzez ''namieszać''?- Zapytałam się, próbując zachować opanowanie. Nie chciałam, żeby emocje przejęły nade mną kontrolę. Monika odwróciła się do mnie powoli, ale w jej oczach nie było widać żadnego uczucia. Wyglądała smutnie. Nie chciałam jej takiej oglądać. Pamiętam jak cierpiała, gdy jej moce zaczęły się budzić. Nie potrafiłam jej pomóc, a teraz zauważyłam konsekwencje tego.
- Lucyfer kazał rozlać trochę krwi.
- Wiesz kim jestem?
- Jedną z osób, które muszę zgładzić.
Teraz jej głos stał się lodowaty, a wzrok wskazywał na to, że nie kłamie. Widziałam jak Samanta wyciąga sztylet. Oznaczało to, że gotowa była do walki. Nie chciałam walczyć, nie z moją siostrą, ale jeśli dało by się ją jakoś unieszkodliwić... Z chwilą gdy Samanta wyjęła sztylet, mężczyźni, którzy towarzyszyli Monice dobyli mieczy. A ona sama stała bez ruchu i wpatrywała się w nas. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Próbowałam uspokoić swój umysł najlepiej jak potrafiłam i powiedziałam w myślach jedno słowo - gladio. Po kilku sekundach w mojej dłoni pojawił się miecz. Vincent zrobił to samo. Nasi przeciwnicy zrozumieli, że będziemy się bronić, więc zaczęli powoli zbliżać się w naszym kierunku. Na początku powoli, potem zaczęli biec. Czterech z nich pobiegło w stronę Samanty, jednak nie zaatakowali jej, a otoczyli. Następna czwórka skierowała się w naszą stronę.
- Natalia, odciągnę ich uwagę, a ty zajmij się Moniką.- Krzyknął Vincent. Spojrzałam na siostrę. Stała nadal w tym samym miejscu, co wcześniej. Wierzyłam w Vincenta, wiedziałam, że sobie poradzi. Spojrzałam na Samantę.
- Idź Natalia. Wierzę w Ciebie.
Łatwo było to mówić. Jednak kto chciałby walczyć ze swoją własną siostrą? Spojrzałam znów na Monikę.
- Nie możesz tego przerwać? Wiem, że wcale tego nie chcesz. Nie jesteś taka.
- Piekło zmienia ludzi głupiutka siostro. Widocznie, to Twoje postrzeganie mnie, nie zgadza się z rzeczywistością. Czas otworzyć oczy.
- Moniko, proszę. Porozmawiajmy. Nie chcę z Tobą walczyć.- Na twarzy dziewczyny pojawił się złośliwy uśmiech. Powiedziała pod nosem jakieś słowo i przejechała dłonią po swoim mieczu. Zaczął on wtedy świecić czarno-czerwonym światłem. Wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego. Dlatego sama zrobiłam podobnie. Spojrzałam na swój miecz i wypowiedziałam słowo- ignis. Przejechałam dłonią po mieczu i rozbłysnął wokół niego ogień. Podniosłam wzrok, jednak Moniki już tam nie było. Pospiesznie odwróciłam się do tyłu, jednak siostra była szybsza. Rozcięła kawałek moje ramienia. Poczułam ból. O wiele silniejszy, niż powinien być, przy tego typu obrażeniach. Jak najszybciej odsunęłam się do tyłu. I wtedy zrozumiałam. Użyła ona czaru na wzmocnienie cierpienia. Każda zadana rana bolała, o wiele bardziej niż powinna. Na szczęście moje rozcięcie nie było głębokie. Rzuciłam się na nią. Słychać było tylko odgłos wydawany przez zderzające się ze sobą miecze. Tu, na ziemi nie miałam czasu, aby ćwiczyć walkę, więc Monika miała znaczącą przewagę. Próbowałam ze wszystkich sił zadrasnąć ją mieczem. Kontrolowałam także ogień, który się na nim pojawił. Jednak siostra odpierała każdy mój atak.
- Dlaczego to robisz?
- A dlaczego nie? Jest to ciekawsze, niż ludzkie życie.
- Ciekawi Cię zabijanie niewinnych ludzi? Patrzenie na ich cierpienie?
- Owszem. Nawet nie wiesz, jak świetne będzie patrzenie na Twoje cierpienie.- Na jej twarzy znów pojawił się uśmiech. Tym razem bardziej przerażający od poprzedniego. Nie kłamała. Każde słowo jakie do mnie wypowiedziała, było prawdą. Nie mogłam w to uwierzyć. Przez chwile dostrzegłam, jak Vincent męczy się z ostatnim mężczyzną, Samanta nadal była otoczona.
- Widzę, że Twoi ludzie nie są zbyt silni.
- Oni? Lucyfer kazał mi ich zabrać. Wiedział, że jeśli dojdzie do walki, zginą. Nie są mu potrzebni.
Jak mógł? Posłać swoich ludzi na pewną śmierć. Monika wyczuła mój brak koncentracji i rozcięła mi drugie ramię... Tym razem głębiej. Przeszył mnie okropny ból, łzy podeszły mi do oczy i omal nie wypuściłam miecza z ręki, w którą mnie dźgnęła. Cofnęłam się od niej pospiesznie. Z mojej rany na ziemie ciekła krew. Ból był nie do opisania, jednak nie nie myślałam o nim. Nie to było najważniejsze. Vincent skończył już swoją walkę i szybko biegł by mi pomóc. Wiedział, że nie chce ranić mojej siostry.
- Stój! Sama sobie poradzę. Samanta bardziej potrzebuje Twojej pomocy.- Krzyknęłam. Ciężko było mi złapać oddech.
- Natalia! Łap!- Samanta rzuciła w moją stronę sztylet, który dostała od Lucyfera. Opowiadała mi o nim. Wiedziałam, że muszę przebić nim moją siostrę. Łzy napłynęły mi do oczu. Jednego byłam pewna. Jeśli my nie zabijemy jej, ona zabije nas. Vincent zrozumiał co planuję, dlatego zaatakował Monikę. Ona błyskawicznie odparła jego ataki. Musiałam wymyślić sposób na unieszkodliwienie jej. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł. Spojrzałam na nią, chciałam ją przytulić, jednak wiedziałam, że nie mogę. Ode mnie zależało życie moje, Samanty, Anity, wszystkich innych w tej wiosce, a w szczególności... Vincenta. Wyciągnęłam przed siebie rękę. Vincent zauważył to i szybko odsunął się od Moniki.
- Particulas.- Powiedziałam szeptem. W tym momencie mnóstwo malutkich ostrzy otoczyło moją siostrę. Wszystkie zaczęły ją atakować. Cofała się do tyłu, odbijając je. Jednak nie nadążała, aby odeprzeć każdy atak. Ostrza były zbyt szybkie. Razem z Vincentem pobiegliśmy w jej stronę. W pewnym momencie potknęła się i upadła. Mój ukochany szybko odrzucił jej miecz, usiadł na niej okrakiem i przytrzymał za ramiona. Mocno chwyciłam sztylet w dłonie i wbiłam go w jej klatkę piersiową, blisko serca. W tej chwili ostatni raz zobaczyłam jej żywą twarz, z momentem przebicia jej serca, całe życie z niej uciekło. W tym momencie czułam jakby czas zwolnił. Przez tyle lat jej szukałam, aby ostatecznie ją zgładzić. Nie mogłam znieść tego widoku. Vincent podszedł do mnie i wtulił w siebie. Mężczyźni, którzy otoczyli Samantę zniknęli, a ta podbiegła do nas szybko. Monika leżała spokojnie na ziemi. Wyglądała jak anioł. Samanta spojrzała na nią smutno.
- Nie możemy jej tak tu zostawić. Zabierzmy ją do mnie do domu. Tam pomyślimy co zrobić dalej.












sobota, 2 stycznia 2016

Sorki

Jednak stan korektorki jest naprawdę poważny i związku w następny piątek opublikowane zostaną dwa rozdziały... Przepraszamy

piątek, 1 stycznia 2016

Przeprosiny

Rodział nie zostanie dzisiaj opublikowany z powodu poważnego wypadku jednej z korektorek. Rozdział będzie dodany jutro wieczorem. Przepraszamy