NATALIA
Staliśmy
na boisku i czekaliśmy na to, co miało się wydarzyć. Przypomniały
mi się słowa matki, która powiedziała, że niedługo spotkam
Monikę. Wiedziałam, że to ten moment. Jednak nie wiedziałam, co
zrobić, gdy już ją zobaczę. Miałyśmy 6 lat, gdy nas
rozdzielono. Czy ona jeszcze mnie pamiętała? Jak bardzo pobyt w
piekle ją zmienił? Chciałabym opowiedzieć jej o wszystkim, co
mnie spotkało. Chciałabym też, aby ona opowiedziała mi o swoich
przeżyciach. Nagle znów czuć było lekkie trzęsienie się ziemi.
Podniosłam wzrok. To była ona. Szła w towarzystwie ośmiu
mężczyzn. Oczy naszej trójki skierowane były w ich kierunku.
Wszyscy ubrani byli w czarne stroje, a moja siostra miała na sobie
ślady krwi. Jej długie, czarne włosy powiewały na wietrze. Ubrana
była w czarną suknię, a przy ręku trzymała miecz. Wszyscy
staliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć.
-
Wiecie, po co tu jesteśmy.- Odezwała się moja siostra. Jej głos
prawie nic się nie zmienił. Nie pasował do osoby, która
bezlitośnie zabijała ludzi. Po chwili zaczęła kontynuować swoje
słowa.- Lucyfer kazał tu trochę namieszać.
A no i jeszcze mamy zabrać Samantę do piekieł.
Widziałam
zmieszanie na twarzy kuzynki. Monika nawet nie zwróciła na mnie
uwagi.
-
Co masz na myśli poprzez ''namieszać''?- Zapytałam się, próbując
zachować opanowanie. Nie chciałam, żeby emocje przejęły nade mną
kontrolę. Monika odwróciła się do mnie powoli, ale w jej oczach
nie było widać żadnego uczucia. Wyglądała smutnie. Nie chciałam
jej takiej oglądać. Pamiętam jak cierpiała, gdy jej moce zaczęły
się budzić. Nie potrafiłam jej pomóc, a teraz zauważyłam
konsekwencje tego.
-
Lucyfer kazał rozlać trochę krwi.
-
Wiesz kim jestem?
-
Jedną z osób, które muszę zgładzić.
Teraz
jej głos stał się lodowaty, a wzrok wskazywał na to, że nie
kłamie. Widziałam jak Samanta wyciąga sztylet. Oznaczało to, że
gotowa była do walki. Nie chciałam walczyć, nie z moją siostrą,
ale jeśli dało by się ją jakoś unieszkodliwić... Z chwilą gdy
Samanta wyjęła sztylet, mężczyźni, którzy towarzyszyli Monice
dobyli mieczy. A ona sama stała bez ruchu i wpatrywała się w nas.
Wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Próbowałam uspokoić swój
umysł najlepiej jak potrafiłam i powiedziałam w myślach jedno
słowo - gladio. Po kilku sekundach w mojej dłoni pojawił się
miecz. Vincent zrobił to samo. Nasi przeciwnicy zrozumieli, że
będziemy się bronić, więc zaczęli powoli zbliżać się w naszym
kierunku. Na początku powoli, potem zaczęli biec. Czterech z nich
pobiegło w stronę Samanty, jednak nie zaatakowali jej, a otoczyli.
Następna czwórka skierowała się w naszą stronę.
-
Natalia, odciągnę ich uwagę, a ty zajmij się Moniką.- Krzyknął
Vincent. Spojrzałam na siostrę. Stała nadal w tym samym miejscu,
co wcześniej. Wierzyłam w Vincenta, wiedziałam, że sobie poradzi.
Spojrzałam na Samantę.
-
Idź Natalia. Wierzę w Ciebie.
Łatwo
było to mówić. Jednak kto chciałby walczyć ze swoją własną
siostrą? Spojrzałam znów na Monikę.
-
Nie możesz tego przerwać? Wiem, że wcale tego nie chcesz. Nie
jesteś taka.
-
Piekło zmienia ludzi głupiutka siostro. Widocznie, to Twoje
postrzeganie mnie, nie zgadza się z rzeczywistością. Czas otworzyć
oczy.
-
Moniko, proszę. Porozmawiajmy. Nie chcę z Tobą walczyć.- Na
twarzy dziewczyny pojawił się złośliwy uśmiech. Powiedziała pod
nosem jakieś słowo i przejechała dłonią po swoim mieczu. Zaczął
on wtedy świecić czarno-czerwonym światłem. Wiedziałam, że nie
wróży to nic dobrego. Dlatego sama zrobiłam podobnie. Spojrzałam
na swój miecz i wypowiedziałam słowo- ignis. Przejechałam dłonią
po mieczu i rozbłysnął wokół niego ogień. Podniosłam wzrok,
jednak Moniki już tam nie było. Pospiesznie odwróciłam się do
tyłu, jednak siostra była szybsza. Rozcięła kawałek moje
ramienia. Poczułam ból. O wiele silniejszy, niż powinien być,
przy tego typu obrażeniach. Jak najszybciej odsunęłam się do
tyłu. I wtedy zrozumiałam. Użyła ona czaru na wzmocnienie
cierpienia. Każda zadana rana bolała, o wiele bardziej niż
powinna. Na szczęście moje rozcięcie nie było głębokie.
Rzuciłam się na nią. Słychać było tylko odgłos wydawany przez
zderzające się ze sobą miecze. Tu, na ziemi nie miałam czasu, aby
ćwiczyć walkę, więc Monika miała znaczącą przewagę.
Próbowałam ze wszystkich sił zadrasnąć ją mieczem.
Kontrolowałam także ogień, który się na nim pojawił. Jednak
siostra odpierała każdy mój atak.
-
Dlaczego to robisz?
-
A dlaczego nie? Jest to ciekawsze, niż ludzkie życie.
-
Ciekawi Cię zabijanie niewinnych ludzi? Patrzenie na ich cierpienie?
-
Owszem. Nawet nie wiesz, jak świetne będzie patrzenie na Twoje
cierpienie.- Na jej twarzy znów pojawił się uśmiech. Tym razem
bardziej przerażający od poprzedniego. Nie kłamała. Każde słowo
jakie do mnie wypowiedziała, było prawdą. Nie mogłam w to
uwierzyć. Przez chwile dostrzegłam, jak Vincent męczy się z
ostatnim mężczyzną, Samanta nadal była otoczona.
-
Widzę, że Twoi ludzie nie są zbyt silni.
-
Oni? Lucyfer kazał mi ich zabrać. Wiedział, że jeśli dojdzie do
walki, zginą. Nie są mu potrzebni.
Jak
mógł? Posłać swoich ludzi na pewną śmierć. Monika wyczuła mój
brak koncentracji i rozcięła mi drugie ramię... Tym razem głębiej.
Przeszył mnie okropny ból, łzy podeszły mi do oczy i omal nie
wypuściłam miecza z ręki, w którą mnie dźgnęła. Cofnęłam
się od niej pospiesznie. Z mojej rany na ziemie ciekła krew. Ból
był nie do opisania, jednak nie nie myślałam o nim. Nie to było
najważniejsze. Vincent skończył już swoją walkę i szybko biegł
by mi pomóc. Wiedział, że nie chce ranić mojej siostry.
-
Stój! Sama sobie poradzę. Samanta bardziej potrzebuje Twojej
pomocy.- Krzyknęłam. Ciężko było mi złapać oddech.
-
Natalia! Łap!- Samanta rzuciła w moją stronę sztylet, który
dostała od Lucyfera. Opowiadała mi o nim. Wiedziałam, że muszę
przebić nim moją siostrę. Łzy napłynęły mi do oczu. Jednego
byłam pewna. Jeśli my nie zabijemy jej, ona zabije nas. Vincent
zrozumiał co planuję, dlatego zaatakował Monikę. Ona
błyskawicznie odparła jego ataki. Musiałam wymyślić sposób na
unieszkodliwienie jej. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł. Spojrzałam
na nią, chciałam ją przytulić, jednak wiedziałam, że nie mogę.
Ode mnie zależało życie moje, Samanty, Anity, wszystkich innych w
tej wiosce, a w szczególności... Vincenta. Wyciągnęłam przed
siebie rękę. Vincent zauważył to i szybko odsunął się od
Moniki.
-
Particulas.- Powiedziałam szeptem. W tym momencie mnóstwo malutkich
ostrzy otoczyło moją siostrę. Wszystkie zaczęły ją atakować.
Cofała się do tyłu, odbijając je. Jednak nie nadążała, aby
odeprzeć każdy atak. Ostrza były zbyt szybkie. Razem z Vincentem
pobiegliśmy w jej stronę. W pewnym momencie potknęła się i
upadła. Mój ukochany szybko odrzucił jej miecz, usiadł na niej
okrakiem i przytrzymał za ramiona. Mocno chwyciłam sztylet w dłonie
i wbiłam go w jej klatkę piersiową, blisko serca. W tej chwili
ostatni raz zobaczyłam jej żywą twarz, z momentem przebicia jej
serca, całe życie z niej uciekło. W tym momencie czułam jakby
czas zwolnił. Przez tyle lat jej szukałam, aby ostatecznie ją
zgładzić. Nie mogłam znieść tego widoku. Vincent podszedł do
mnie i wtulił w siebie. Mężczyźni, którzy otoczyli Samantę
zniknęli, a ta podbiegła do nas szybko. Monika leżała spokojnie
na ziemi. Wyglądała jak anioł. Samanta spojrzała na nią smutno.
-
Nie możemy jej tak tu zostawić. Zabierzmy ją do mnie do domu. Tam
pomyślimy co zrobić dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz