piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 23

NATALIA
Staliśmy na boisku i czekaliśmy na to, co miało się wydarzyć. Przypomniały mi się słowa matki, która powiedziała, że niedługo spotkam Monikę. Wiedziałam, że to ten moment. Jednak nie wiedziałam, co zrobić, gdy już ją zobaczę. Miałyśmy 6 lat, gdy nas rozdzielono. Czy ona jeszcze mnie pamiętała? Jak bardzo pobyt w piekle ją zmienił? Chciałabym opowiedzieć jej o wszystkim, co mnie spotkało. Chciałabym też, aby ona opowiedziała mi o swoich przeżyciach. Nagle znów czuć było lekkie trzęsienie się ziemi. Podniosłam wzrok. To była ona. Szła w towarzystwie ośmiu mężczyzn. Oczy naszej trójki skierowane były w ich kierunku. Wszyscy ubrani byli w czarne stroje, a moja siostra miała na sobie ślady krwi. Jej długie, czarne włosy powiewały na wietrze. Ubrana była w czarną suknię, a przy ręku trzymała miecz. Wszyscy staliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam co mam zrobić, co powiedzieć.
- Wiecie, po co tu jesteśmy.- Odezwała się moja siostra. Jej głos prawie nic się nie zmienił. Nie pasował do osoby, która bezlitośnie zabijała ludzi. Po chwili zaczęła kontynuować swoje słowa.- Lucyfer kazał tu trochę namieszać. A no i jeszcze mamy zabrać Samantę do piekieł.
Widziałam zmieszanie na twarzy kuzynki. Monika nawet nie zwróciła na mnie uwagi.
- Co masz na myśli poprzez ''namieszać''?- Zapytałam się, próbując zachować opanowanie. Nie chciałam, żeby emocje przejęły nade mną kontrolę. Monika odwróciła się do mnie powoli, ale w jej oczach nie było widać żadnego uczucia. Wyglądała smutnie. Nie chciałam jej takiej oglądać. Pamiętam jak cierpiała, gdy jej moce zaczęły się budzić. Nie potrafiłam jej pomóc, a teraz zauważyłam konsekwencje tego.
- Lucyfer kazał rozlać trochę krwi.
- Wiesz kim jestem?
- Jedną z osób, które muszę zgładzić.
Teraz jej głos stał się lodowaty, a wzrok wskazywał na to, że nie kłamie. Widziałam jak Samanta wyciąga sztylet. Oznaczało to, że gotowa była do walki. Nie chciałam walczyć, nie z moją siostrą, ale jeśli dało by się ją jakoś unieszkodliwić... Z chwilą gdy Samanta wyjęła sztylet, mężczyźni, którzy towarzyszyli Monice dobyli mieczy. A ona sama stała bez ruchu i wpatrywała się w nas. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Próbowałam uspokoić swój umysł najlepiej jak potrafiłam i powiedziałam w myślach jedno słowo - gladio. Po kilku sekundach w mojej dłoni pojawił się miecz. Vincent zrobił to samo. Nasi przeciwnicy zrozumieli, że będziemy się bronić, więc zaczęli powoli zbliżać się w naszym kierunku. Na początku powoli, potem zaczęli biec. Czterech z nich pobiegło w stronę Samanty, jednak nie zaatakowali jej, a otoczyli. Następna czwórka skierowała się w naszą stronę.
- Natalia, odciągnę ich uwagę, a ty zajmij się Moniką.- Krzyknął Vincent. Spojrzałam na siostrę. Stała nadal w tym samym miejscu, co wcześniej. Wierzyłam w Vincenta, wiedziałam, że sobie poradzi. Spojrzałam na Samantę.
- Idź Natalia. Wierzę w Ciebie.
Łatwo było to mówić. Jednak kto chciałby walczyć ze swoją własną siostrą? Spojrzałam znów na Monikę.
- Nie możesz tego przerwać? Wiem, że wcale tego nie chcesz. Nie jesteś taka.
- Piekło zmienia ludzi głupiutka siostro. Widocznie, to Twoje postrzeganie mnie, nie zgadza się z rzeczywistością. Czas otworzyć oczy.
- Moniko, proszę. Porozmawiajmy. Nie chcę z Tobą walczyć.- Na twarzy dziewczyny pojawił się złośliwy uśmiech. Powiedziała pod nosem jakieś słowo i przejechała dłonią po swoim mieczu. Zaczął on wtedy świecić czarno-czerwonym światłem. Wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego. Dlatego sama zrobiłam podobnie. Spojrzałam na swój miecz i wypowiedziałam słowo- ignis. Przejechałam dłonią po mieczu i rozbłysnął wokół niego ogień. Podniosłam wzrok, jednak Moniki już tam nie było. Pospiesznie odwróciłam się do tyłu, jednak siostra była szybsza. Rozcięła kawałek moje ramienia. Poczułam ból. O wiele silniejszy, niż powinien być, przy tego typu obrażeniach. Jak najszybciej odsunęłam się do tyłu. I wtedy zrozumiałam. Użyła ona czaru na wzmocnienie cierpienia. Każda zadana rana bolała, o wiele bardziej niż powinna. Na szczęście moje rozcięcie nie było głębokie. Rzuciłam się na nią. Słychać było tylko odgłos wydawany przez zderzające się ze sobą miecze. Tu, na ziemi nie miałam czasu, aby ćwiczyć walkę, więc Monika miała znaczącą przewagę. Próbowałam ze wszystkich sił zadrasnąć ją mieczem. Kontrolowałam także ogień, który się na nim pojawił. Jednak siostra odpierała każdy mój atak.
- Dlaczego to robisz?
- A dlaczego nie? Jest to ciekawsze, niż ludzkie życie.
- Ciekawi Cię zabijanie niewinnych ludzi? Patrzenie na ich cierpienie?
- Owszem. Nawet nie wiesz, jak świetne będzie patrzenie na Twoje cierpienie.- Na jej twarzy znów pojawił się uśmiech. Tym razem bardziej przerażający od poprzedniego. Nie kłamała. Każde słowo jakie do mnie wypowiedziała, było prawdą. Nie mogłam w to uwierzyć. Przez chwile dostrzegłam, jak Vincent męczy się z ostatnim mężczyzną, Samanta nadal była otoczona.
- Widzę, że Twoi ludzie nie są zbyt silni.
- Oni? Lucyfer kazał mi ich zabrać. Wiedział, że jeśli dojdzie do walki, zginą. Nie są mu potrzebni.
Jak mógł? Posłać swoich ludzi na pewną śmierć. Monika wyczuła mój brak koncentracji i rozcięła mi drugie ramię... Tym razem głębiej. Przeszył mnie okropny ból, łzy podeszły mi do oczy i omal nie wypuściłam miecza z ręki, w którą mnie dźgnęła. Cofnęłam się od niej pospiesznie. Z mojej rany na ziemie ciekła krew. Ból był nie do opisania, jednak nie nie myślałam o nim. Nie to było najważniejsze. Vincent skończył już swoją walkę i szybko biegł by mi pomóc. Wiedział, że nie chce ranić mojej siostry.
- Stój! Sama sobie poradzę. Samanta bardziej potrzebuje Twojej pomocy.- Krzyknęłam. Ciężko było mi złapać oddech.
- Natalia! Łap!- Samanta rzuciła w moją stronę sztylet, który dostała od Lucyfera. Opowiadała mi o nim. Wiedziałam, że muszę przebić nim moją siostrę. Łzy napłynęły mi do oczu. Jednego byłam pewna. Jeśli my nie zabijemy jej, ona zabije nas. Vincent zrozumiał co planuję, dlatego zaatakował Monikę. Ona błyskawicznie odparła jego ataki. Musiałam wymyślić sposób na unieszkodliwienie jej. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł. Spojrzałam na nią, chciałam ją przytulić, jednak wiedziałam, że nie mogę. Ode mnie zależało życie moje, Samanty, Anity, wszystkich innych w tej wiosce, a w szczególności... Vincenta. Wyciągnęłam przed siebie rękę. Vincent zauważył to i szybko odsunął się od Moniki.
- Particulas.- Powiedziałam szeptem. W tym momencie mnóstwo malutkich ostrzy otoczyło moją siostrę. Wszystkie zaczęły ją atakować. Cofała się do tyłu, odbijając je. Jednak nie nadążała, aby odeprzeć każdy atak. Ostrza były zbyt szybkie. Razem z Vincentem pobiegliśmy w jej stronę. W pewnym momencie potknęła się i upadła. Mój ukochany szybko odrzucił jej miecz, usiadł na niej okrakiem i przytrzymał za ramiona. Mocno chwyciłam sztylet w dłonie i wbiłam go w jej klatkę piersiową, blisko serca. W tej chwili ostatni raz zobaczyłam jej żywą twarz, z momentem przebicia jej serca, całe życie z niej uciekło. W tym momencie czułam jakby czas zwolnił. Przez tyle lat jej szukałam, aby ostatecznie ją zgładzić. Nie mogłam znieść tego widoku. Vincent podszedł do mnie i wtulił w siebie. Mężczyźni, którzy otoczyli Samantę zniknęli, a ta podbiegła do nas szybko. Monika leżała spokojnie na ziemi. Wyglądała jak anioł. Samanta spojrzała na nią smutno.
- Nie możemy jej tak tu zostawić. Zabierzmy ją do mnie do domu. Tam pomyślimy co zrobić dalej.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz