Nadszedł 21
luty. Piękny, wiosenno-zimowy dzień. Dzisiaj organizuje wraz z Vincentem i
Kacprem urodziny Moniki i Natalii. Natalia zrezygnowała z hucznego przyjęcia,
chciała wraz z Moniką spędzić wspólnie dzień z najbliższymi. Jednak,
postanowiłam zrobić im niespodziankę, zasługiwały na to. Mimo, że Monika wróciła
na ziemię ,odzyskała prawdziwą siebie i wszyscy byliśmy razem, miałam złe przeczucia. Kiedy siostry wyszły na spacer, zaczęliśmy
przygotowania. Zaprosiliśmy znajomych ze szkoły, w tym Anitę z Aleksem i
Sandrę z Dawidem. Vincent wraz z Kacprem wspólnie upiekli tort
urodzinowy dla dziewczyn. Pomagała im mama Vincenta. Chłopcy mieli niezłą
zabawę.
Około godziny
dwudziestej zebrali się wszyscy zaproszeni goście. W końcu siostry wróciły do domu i nie były
zaskoczone, ale cieszyły się widząc swoich znajomych. Monika wraz z Natalią
przywitały wszystkich gości. Muzyka grała, a szkolni znajomi składali Natalii i
Monice życzenia. Po chwili do salonu weszli Vincent i Kacper w fartuszkach,
niosąc tort. Muszę przyznać, że był to bardzo zabawny widok. Zaczęłam kroić
tort i przy pomocy Kacpra rozdawać go wszystkim gościom. Vincent i Kacper
zbierali gratulację za przepyszny tort. Podczas zabawy zaczął boleć mnie
żołądek. Ból był w miarę do zniesienia, choć z każdą chwilą stawał się coraz
bardziej uporczywy. Po niedługim czasie zabawy, zwijałam się z bólu. Natalia zaniepokojona
spytała:
- Wszystko w
porządku?
- To tylko z
nerwów.
- Co się dzieję?
- Mam złe
przeczucia.
- Chodzi o
Lucyfera?
- Mam nadzieję,
że nie.
W tym momencie
wszedł Vincent i poprosił mnie, żebym ich zostawiła.
- Gotowa,
głupku?
- Na co?
- Myślisz, że
nic dla ciebie nie przygotowałem?
- Nie mogę
zostawić gości, a zwłaszcza Moniki.
- Już to
załatwiłem, a teraz chodź i nie dyskutuj.
Po chwili
Vincent przełożył Natalię przez ramię i wyszedł z domu. Odjechali na motorze.
Dochodziła
północ. Wszyscy goście już nas opuścili. Kacper i Monika położyli się spać, a
Natalia jeszcze nie wróciła. Ja nie mogłam spać, więc leżałam na sofie w
salonie i jadłam ciasto. Była to piękna zimowa noc, księżyc w pełni świecił
jasnym światłem, przedostając się do salonu mojego domu przez okna. Nagle pokój
oplotła ciemność. Wiedziałam co się dzieję, byłam przerażona. Niespodziewanie
na środku pomieszczenia rozbłysło światło. Chciałam uciec, lecz nie mogłam się
ruszyć. Niewidzialna siła przywierała mnie do kanapy. W pewnym momencie
zobaczyłam przed sobą jego. Najpotężniejszego pana zła, Lucyfera.
- Droga Samanto,
czemu chcesz uciec? Boisz się mnie?
- Może.
- Musisz się do
mnie przyzwyczaić. Wiesz, że nie mógłbym zrobić ci krzywdy.
- To czemu
nasłałeś na mnie i moich przyjaciół Monikę?
- Nikt by ci nie
zrobił krzywdy.
- Po co tu
przyszedłeś?- Uśmiech przebiegł po jego idealnych ustach.
- Przyszedłem ci
powiedzieć, że jutro po ciebie przyjdę. Bądź proszę gotowa.
- Nie zgadzam
się.
- Nie możesz.
Podszedł do mnie
i pochylił się, aby mnie pocałować. Odwróciłam głowę.
- I tak w końcu
to zrobisz.
- Jesteś w
błędzie.
- Samanto,
uwierz mi.
- Wyjdź z mojego
domu.
- Do zobaczenia.
Odszedł.
Następnego dnia późno wstałam, nie mówiąc nikomu o wieczornym gościu. Poszłam
do łazienki i ubrałam się. Następnie zjadłam szybkie śniadanie. Wyszłam do
ogrodu. Zamknęłam oczy i nagle usłyszałam głos – „To już dzisiaj”. Nie mogłam uwierzyć, że to mój ostatni dzień
na ziemi. Zostanę zabrana do wiecznej
otchłani ciemności. Jestem sama w domu, nikt nie jest w stanie mi pomóc. Vincent
zabrał Natalię, aby uczyć ją jeździć na motorze. Kacper miał dzisiaj mecz, a
Monika poszła kibicować jego drużynie. Zostałam sama. Weszłam do domu i
sprawdziłam godzinę, dochodziła już czternasta. Niespodziewanie poczułam na
sobie oddech. Odwróciłam się i ujrzałam Lucyfera, całego w czerni. Uśmiechnął
się do mnie.
- Gotowa?
- Nigdy nie będę
gotowa.
- Niedługo
zmienisz zdanie.
- Nigdzie z Tobą
nie idę.
- Czemu tak
bardzo tego nie chcesz?
- Ponieważ nie
chcę spędzić mojego całego życia z dala od mojej rodziny i przyjaciół.
- Teraz ja będę
twoją rodziną.
- Chyba nie
znasz znaczenia słowa „rodzina”.
- Widocznie
inaczej rozumiemy tę wartość.
- Czemu ja?
- Bo Ciebie
wybrałem i nie zmienię zdania.
- A twoja
małżonka? Co z nią?
- Nic już do
niej nie czuję. Jedyne, co nas łączy to nasi dwaj synowie.
- Masz dzieci?
- Oczywiście, że
mam.
- Zaskakujące.
Gdzie przebywają twoi synowie?
- Oczywiście są
ze mną.
- Och. – Nie
wiedziałam, co powiedzieć.
- Musimy już
iść, nie chcę niepotrzebnych tutaj ludzi.
To był już
koniec. Nie zostało mi nic innego, jak tam iść i spędzić z nim resztę mojego
nędznego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz