Zamek jest
piękny i ogromny, a jednocześnie tajemniczy i przerażający. Nie mogłam się w
nim odnaleźć. Miejsce te sprawiało, że nie czułam się zbyt dobrze. Miałam
dzielić sypialnie z szatanem. Ogromne łoże z satynową pościelą w kolorze czerni
i krwistej czerwieni. Pokój był cudowny, lecz nie pasowałam do niego. W szafie
znalazłam wiele przepięknych sukien. Na półce niżej poukładane było różnego
rodzaju obuwie. Mimo, że wszystkie ubrania i buty były wspaniałe, nie pasowały
do mnie. Nie chciałam nosić niczego, co podarował mi Lucyfer.
Kiedy skończyłam
oglądać zamek, zatrzymałam się w ogromnym salonie. Na środku pokoju ustawiona
była wielka czerwona sofa, która przypominała literę U. Siedział na niej
chłopak, lecz odwrócony był do mnie plecami. Nie zauważył mnie, kiedy stałam na
schodach. Cichym krokiem podeszłam do niego i stanęłam obok.
- Cześć. -
Powiedziałam. Chłopak nagle obrócił się w moja stronę. Chyba go trochę
wystraszyłam.
- Witaj. – Był młody, może w moim wieku.
- Kim jesteś?
- Mam na imię
Samanta.
- Ach, czyli ty
jesteś narzeczoną mojego ojca? - Nastolatek wpatrywał się we mnie. Czułam się
skrępowana. Nie wiedziałam, co teraz myśli. Chłopak miał śliczne, miodowe, lecz
niesforne włosy. Przeczesał je.
- Nie powiedziałabym,
że narzeczoną. Niezbyt chcę o tym mówić, wybacz.
- Rozumiem. Ojciec
dużo o tobie mówił. Ciągle powtarzał o twojej pięknej urodzie, nie mylił się.
Jesteś piękniejsza niż mi się wydawało. Skąd cię zna?
- Jestem boginią
śmierci. Kiedy byłam małym dzieckiem, dziadek oddał się w ręce Lucyfera, aby
ratować życie mojej babci. Rozkazał dziadkowi, aby przekazał całą moc dziecku,
czyli mi. Najpierw zabrał mi dziadka, a teraz chce mnie. Jednak pierwszy raz
zobaczyłam Lucyfera kilka tygodni temu, kiedy miałam do niego interes.
- Jest szatanem,
najpotężniejszym stworzeniem, które chce mieć wszystko oraz wszystkich. Spójrz na
mnie i na niego, wyglądamy jak nastolatkowie. Ojciec powinien być starszy od
syna, a nie odwrotnie. Jeszcze tak młoda i piękna dziewczyna ma być moją
macochą? Niedorzeczność.
- Masz rację. Czy mogłabym wiedzieć, jak masz na imię?
- Michael.
Jestem uradowany, że będę miał kogoś, z kim mogę porozmawiać. Nigdy nie miałem
takiej osoby, zazwyczaj byłem samotny.
- Ja musiałam porzucić
moje dotychczasowe życie… Rodziców, przyjaciół, wszystkich bliskich, oni już nigdy mnie nie zobaczą. - Łzy same płynęły po
moich policzkach.
- Może będziesz mogła kiedyś odwiedzić swoją
rodzinę. Mój ojciec nigdy nie miał dziewczyny, która jest człowiekiem. Kiedyś,
bardzo dawno temu zakochał się, lecz wtedy był inny. Ta kobieta odmieniła jego
całe życie. Może mu ją przypominasz, dlatego tak bardzo cię pragnie. Nawet
odtrącił moją matkę dla ciebie.
- Nie mógł się
we mnie zakochać, nawet mnie nie zna. Podoba mu się tylko mój wygląd, to puste
i …
- Chore, tak to
prawda. Ciężko przejrzeć jego myśli.
- Jesteś inny. Ani
trochę nie przypominasz ojca.
- Nigdy nie
chciałem być taki jak on. Od zawsze byłem sam. Z nikim nie rozmawiałem dłużej, niż
dziesięć minut. On mnie nie znosi, zaś uwielbia mojego brata. Uważaj na Erica.
Jest złym człowiekiem. Nie chcę, żeby cię skrzywdził.
- Dziękuję, naprawdę.
Zapamiętam twoje słowa. Możesz na mnie liczyć, jeśli chcesz porozmawiać, tylko powiedz.
- Naprawdę? - W
jego głosie słychać było szczerość i podziękowanie.
- Jasne. Czuję,
że będziesz dla mnie jak przyjaciel. Teraz żegnaj, chcę się jeszcze rozejrzeć
po zamku.
- Do zobaczenia.
Mam nadzieję, że już niedługo.
Pewnym krokiem
ruszyłam do sypialni. Ogromne pomieszczenie trochę mnie onieśmielało. Czułam
się tu niekomfortowo. Moje mieszkanie było duże, ale ten pokój, to jak połowa
mojego domu. Kiedy obejrzałam całe pomieszczenie, poczułam głód. Całe te
zwiedzanie zamku bardzo mnie wyczerpało.
Kuchnie
znalazłam w miarę szybko. Nikogo tam nie zastałam. Postanowiłam zrobić sobie
kanapkę. W lodówce znalazłam wszystkie potrzebne składniki. Zrobiłam również
gorącą herbatę. Gdy wszystko miałam już gotowe, usłyszałam za sobą męski głos:
- W czym mogę
pani pomóc?- Był to spokojny, opanowany i głęboki głos. Niepewnie się
odwróciłam. W wejściu do kuchni stał kolejny nastolatek o blond włosach.
Przystojny, jak każdy facet w tym domu.
- W niczym. Dałam
sobie radę, dziękuję. - Chciałam już wyjść, ale nieznajomy zastawił mi ręką
drogę.
- Mogę wiedzieć,
jak taka piękna i samotnie snująca się po zamku dziewczyna, ma na imię?
- Samanta.
- Ach, więc
jesteś narzeczoną mojego ojca.
- Jeszcze nie
narzeczoną.
- Nie wiedziałem,
że mój tatuś ma taki dobry gust.
- Dziękuję, ale
teraz muszę już iść. Proszę, przepuść mnie. – To był Eric, stałam przerażona.
- Gdzie się tak spieszysz?
- Nie musisz
wszystkiego wiedzieć, odejdź. - Spojrzałam w jego szare oczy, które mi się
przyglądały. Delikatnie się uśmiechał. Odwróciłam wzrok.
- Nie chcesz
wiedzieć jak mam na imię?
- Wiem, jak masz
na imię.
- Doprawdy
Samanto?
- Tak, Ericu.
Przez chwilę
zamilkł.
- Piękna, a do
tego jeszcze bystra. Ideał kobiety.
- O mnie mówisz?
- I do tego
skromna. Podoba mi się.
- Przestań.
- Och, nie złość
się. Może oprowadzić cię po zamku?
- Nie trzeba.
Poradziłam sobie.
- Chyba mnie nie
lubisz, co?
- Nie znam cię,
nie wiem jaki jesteś.
- Mam nadzieję,
że w końcu poznasz i polubisz.
- Zobaczymy.
Muszę już iść, naprawdę. - W końcu mnie puścił. Poszłam do sypialni nie
odwracając się. Zamknęłam drzwi od środka. Nie miałam ochoty już nic jeść,
straciłam apetyt. Postawiłam kolację na stoliku nocnym, który stał obok łóżka.
Położyłam się na ogromnym łożu z baldachimem. Materac był bardzo wygodny. Nie
wiedziałam, kiedy zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz