piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 2

Zamek jest piękny i ogromny, a jednocześnie tajemniczy i przerażający. Nie mogłam się w nim odnaleźć. Miejsce te sprawiało, że nie czułam się zbyt dobrze. Miałam dzielić sypialnie z szatanem. Ogromne łoże z satynową pościelą w kolorze czerni i krwistej czerwieni. Pokój był cudowny, lecz nie pasowałam do niego. W szafie znalazłam wiele przepięknych sukien. Na półce niżej poukładane było różnego rodzaju obuwie. Mimo, że wszystkie ubrania i buty były wspaniałe, nie pasowały do mnie. Nie chciałam nosić niczego, co podarował mi Lucyfer.

Kiedy skończyłam oglądać zamek, zatrzymałam się w ogromnym salonie. Na środku pokoju ustawiona była wielka czerwona sofa, która przypominała literę U. Siedział na niej chłopak, lecz odwrócony był do mnie plecami. Nie zauważył mnie, kiedy stałam na schodach. Cichym krokiem podeszłam do niego i stanęłam obok.
- Cześć. - Powiedziałam. Chłopak nagle obrócił się w moja stronę. Chyba go trochę wystraszyłam.
- Witaj. –  Był młody, może w moim wieku.
- Kim jesteś?
- Mam na imię Samanta.
- Ach, czyli ty jesteś narzeczoną mojego ojca? - Nastolatek wpatrywał się we mnie. Czułam się skrępowana. Nie wiedziałam, co teraz myśli. Chłopak miał śliczne, miodowe, lecz niesforne włosy. Przeczesał je.
- Nie powiedziałabym, że narzeczoną. Niezbyt chcę o tym mówić, wybacz.
- Rozumiem. Ojciec dużo o tobie mówił. Ciągle powtarzał o twojej pięknej urodzie, nie mylił się. Jesteś piękniejsza niż mi się wydawało. Skąd cię zna?
- Jestem boginią śmierci. Kiedy byłam małym dzieckiem, dziadek oddał się w ręce Lucyfera, aby ratować życie mojej babci. Rozkazał dziadkowi, aby przekazał całą moc dziecku, czyli mi. Najpierw zabrał mi dziadka, a teraz chce mnie. Jednak pierwszy raz zobaczyłam Lucyfera kilka tygodni temu, kiedy miałam do niego interes.
- Jest szatanem, najpotężniejszym stworzeniem, które chce mieć wszystko oraz wszystkich. Spójrz na mnie i na niego, wyglądamy jak nastolatkowie. Ojciec powinien być starszy od syna, a nie odwrotnie. Jeszcze tak młoda i piękna dziewczyna ma być moją macochą? Niedorzeczność.
- Masz rację. Czy mogłabym wiedzieć, jak masz na imię?
- Michael. Jestem uradowany, że będę miał kogoś, z kim mogę porozmawiać. Nigdy nie miałem takiej osoby, zazwyczaj byłem samotny.
- Ja musiałam porzucić moje dotychczasowe życie… Rodziców, przyjaciół, wszystkich bliskich, oni już  nigdy mnie nie zobaczą. - Łzy same płynęły po moich policzkach.
 - Może będziesz mogła kiedyś odwiedzić swoją rodzinę. Mój ojciec nigdy nie miał dziewczyny, która jest człowiekiem. Kiedyś, bardzo dawno temu zakochał się, lecz wtedy był inny. Ta kobieta odmieniła jego całe życie. Może mu ją przypominasz, dlatego tak bardzo cię pragnie. Nawet odtrącił moją matkę dla ciebie.
- Nie mógł się we mnie zakochać, nawet mnie nie zna. Podoba mu się tylko mój wygląd, to puste i …
- Chore, tak to prawda. Ciężko przejrzeć jego myśli.
- Jesteś inny. Ani trochę nie przypominasz ojca.
- Nigdy nie chciałem być taki jak on. Od zawsze byłem sam. Z nikim nie rozmawiałem dłużej, niż dziesięć minut. On mnie nie znosi, zaś uwielbia mojego brata. Uważaj na Erica. Jest złym człowiekiem. Nie chcę, żeby cię skrzywdził.
- Dziękuję, naprawdę. Zapamiętam twoje słowa. Możesz na mnie liczyć, jeśli chcesz porozmawiać, tylko powiedz.
- Naprawdę? - W jego głosie słychać było szczerość i podziękowanie.
- Jasne. Czuję, że będziesz dla mnie jak przyjaciel. Teraz żegnaj, chcę się jeszcze rozejrzeć po zamku.
- Do zobaczenia. Mam nadzieję, że już niedługo.
Pewnym krokiem ruszyłam do sypialni. Ogromne pomieszczenie trochę mnie onieśmielało. Czułam się tu niekomfortowo. Moje mieszkanie było duże, ale ten pokój, to jak połowa mojego domu. Kiedy obejrzałam całe pomieszczenie, poczułam głód. Całe te zwiedzanie zamku bardzo mnie wyczerpało.
Kuchnie znalazłam w miarę szybko. Nikogo tam nie zastałam. Postanowiłam zrobić sobie kanapkę. W lodówce znalazłam wszystkie potrzebne składniki. Zrobiłam również gorącą herbatę. Gdy wszystko miałam już gotowe, usłyszałam za sobą męski głos:
- W czym mogę pani pomóc?- Był to spokojny, opanowany i głęboki głos. Niepewnie się odwróciłam. W wejściu do kuchni stał kolejny nastolatek o blond włosach. Przystojny, jak każdy facet w tym domu.
- W niczym. Dałam sobie radę, dziękuję. - Chciałam już wyjść, ale nieznajomy zastawił mi ręką drogę.
- Mogę wiedzieć, jak taka piękna i samotnie snująca się po zamku dziewczyna, ma na imię?
- Samanta.
- Ach, więc jesteś narzeczoną mojego ojca.
- Jeszcze nie narzeczoną.
- Nie wiedziałem, że mój tatuś ma taki dobry gust.
- Dziękuję, ale teraz muszę już iść. Proszę, przepuść mnie. – To był Eric, stałam przerażona.
- Gdzie się tak spieszysz?
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć, odejdź. - Spojrzałam w jego szare oczy, które mi się przyglądały. Delikatnie się uśmiechał. Odwróciłam wzrok.
- Nie chcesz wiedzieć jak mam na imię?
- Wiem, jak masz na imię.
- Doprawdy Samanto?
- Tak, Ericu.
Przez chwilę zamilkł.
- Piękna, a do tego jeszcze bystra. Ideał kobiety.
- O mnie mówisz?
- I do tego skromna. Podoba mi się.
- Przestań.
- Och, nie złość się. Może oprowadzić cię po zamku?
- Nie trzeba. Poradziłam sobie.
- Chyba mnie nie lubisz, co?
- Nie znam cię, nie wiem jaki jesteś.
- Mam nadzieję, że w końcu poznasz i polubisz.

- Zobaczymy. Muszę już iść, naprawdę. - W końcu mnie puścił. Poszłam do sypialni nie odwracając się. Zamknęłam drzwi od środka. Nie miałam ochoty już nic jeść, straciłam apetyt. Postawiłam kolację na stoliku nocnym, który stał obok łóżka. Położyłam się na ogromnym łożu z baldachimem. Materac był bardzo wygodny. Nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz