Obudził mnie krzyk męskich głosów. Nie wiedziałam, co się dzieję, a tym bardziej co mam robić. Zasnęłam wczoraj w ubraniach, więc jedynie włożyłam buty. Otworzyłam drzwi od sypialni i zeszłam do salonu, skąd dochodziły wrzaski. Gdy weszłam do pokoju na środku stał Lucyfer i Eric, którzy kłócili się, a na sofie spokojnie siedział Michael. Nie zauważyli mnie.
- Ericku nie zbliżaj się do mojej przyszłej żony.
- Nie jest Twoją własnością.
- Już wkrótce będzie.
- Jesteś śmieszny.
Nie mogłam już dłużej tego słuchać. Podeszłam do nich.
- Przepraszam, co się tutaj dzieje?
Lucyfer i Eric spojrzeli na mnie ze złością w oczach. Michael odpowiedział mi znudzony:
- Kłócą się o Ciebie. Jakoś mało mnie to dziwi.
- Doprawdy? Ale tu nie ma się o co kłócić.
- Wszyscy wiemy, że Samanta wolałaby mnie od ojczulka.- Powiedział Eric. Lucyfer tylko spojrzał na niego groźnie. Byłam zła. Traktują mnie jak zabawkę. Nie rozumiem jak można tak traktować człowieka.
- Nie Jestem waszą własnością. Nie traktujcie mnie jak przedmiotu! Nie jestem rzeczą! Nie macie prawa kłócić się o żywego człowieka! Mam swoją własną wolę! Jesteście okropni...
- Samanto, nie denerwuj się. Nie chcieliśmy, żeby tak wyszło. Ale Eric chciał Cię mieć, a ty jesteś moja.
- Twoja? Co ty sobie wyobrażasz? Najpierw przeprosiłeś, a potem znów dodałeś, że jestem Twoja. Daj mi wreszcie święty spokój. Jesteś dla mnie nikim.
- Ostra sztuka nie ma co.
- Stul pysk Eric.
- Samanto, proszę nie unoś się tak. Nie potrafię inaczej powiedzieć, że chce, abyś spędziła resztę życia przy mym boku. To trudne dla kogoś takiego jak ja. Nie chce się z Tobą kłócić. Wybacz mi. Nie chciałem Cię tak potraktować.
- Tak, jasne. Ojciec szatan złote serce. Przestań tatuśku się tu rozczulać i powiedz jej prawdę. Chcesz, żeby była Twoja ze względu na jej moc. Chcesz, żeby była w Twojej armii. Nic innego się nie liczy.
- To prawda co mówi ten idiota?
- Wypraszam sobie.
- Zamknij się w końcu Eric. A ty mi powiedz, czy to prawda, czy nie.
- Samanto ja...
- No odpowiedz.
Milczał. Jak mógł mnie tak traktować? Mówił, że mnie kocha, prawił mi komplementy, naprawdę myślałam, że jeszcze ma jakieś serce. Ale w końcu to szatan. Próbując wmówić sobie, że nie jest taki zły, ciągle pogrążałam się w kłamstwie.
- A więc tylko po to tu jestem... Chciałeś mnie po prostu wykorzystać...
- Samanto, to nie tak.
- A jak się pytam? No jak? Jestem taka głupia...
- Samanto, nie mów tak o sobie.
- Nienawidzę Cię. Chce stąd wyjść, chcę wrócić do domu. Mam Cię dość. Nie chcę Cię znać.- Odwróciłam się w stronę wyjścia. Łzy zaczęły płynąć z moich oczu, jednak próbowałam je powstrzymać. Czułam się okropnie. Szłam do drzwi, kiedy nagle usłyszałam:
- Ja Cię odprowadzę.- Jedyny facet, którego w tamtej chwili tolerowałam. Michael zechciał odprowadzić mnie do mojego domu.
Szliśmy w milczeniu obok siebie. Spokojnie i pewnie szłam w stronę wolności. Przy drzwiach rozpłakałam się, nie mogłam się już powstrzymać. Łzy bezwładnie płynęły po moich bladych policzkach. Niespodziewanie poczułam na ramieniu czyjąś rękę, która mnie przytulała. Michael starał się mnie pocieszyć. Chciałam zapomnieć o tym, co wydarzyło się w tamtym salonie. Przytuliłam się do klatki piersiowej Michaela. Starałam się przestać płakać, jednak wszystkie emocję, które się we mnie tliły, nie pozwalały mi na to.
- Dziękuję.
- Ależ nie ma za co. Lubie pomagać innym, a zwłaszcza takim cudownym dziewczyną jak ty.
- Przestań, mam już dość komplementów.
- Będę już wracał, ale mam nadzieję, że nadal mogę do ciebie przyjść i się wyżalić?
- Tak, zawsze. Kiedy masz na to ochotę.
- Dziękuje Samanto. Do zobaczenia.
- Cześć.
Odszedł. Otworzyłam drzwi i znalazłam się na drugim piętrze mojego domu. Zeszłam do siebie. Było już nad ranem. Spędziłam w piekle ledwo jeden dzień, a czuję, jakby to była wieczność. Ciekawa byłam, czy moi przyjaciele zauważyli moją nieobecność. Zapewne nie. Natalia zapewne nocowała tego dnia u Vincenta, mecz Kacpra skończył się późno, więc pewnie od razu poszedł spać, nie wiedziałam, co zrobiła Monika. Jednak nie chciałam teraz o nich myśleć. Chciałam zapomnieć o piekle, o Ericku i Lucyferze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz