piątek, 25 marca 2016

Rozdział 9


( Eric)


Siedziałem na sofie w głównym salonie pałacu. Myślami byłem z nią. Jej delikatne rysy twarzy, promienny uśmiech, nawet złość na jej twarzy jest cudowna. Codziennie zaprzątają mi głowę myśli o niej. Nigdy nic takiego nie czułem. Długie, falujące włosy, niesfornie opadające na jej ramiona. Nie, nie mogę o niej ciągle myśleć. Byłem zmęczony. Przeżyłem długi i męczący dzień. Sen mnie morzył. Postanowiłem się położyć. Zasnąłem bardzo szybko.
Wstałem wcześnie rano. Kuchnia była pusta, gdy do niej wszedłem. Przygotowanie jedzenia nie zajęło mi dużo czasu. Z wcześniej przygotowanym śniadaniem udałem się do salonu. Rozmyślałem nad swoim nędznym życiem. Zrozumiałem, że jestem beznadziejnym, nic nie wartym tchórzem. Niespodziewanie poczułem dłoń na moim ramieniu. Szybko się odwróciłam. To była ona. Samanta Black. Piękna jak zwykle. Pierwszy raz uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Co tutaj robisz Samanto?
- Przyszłam ci coś powiedzieć Ericu.
- Zanim zaczniesz się na mnie drzeć pozwól, że ja najpierw ci coś powiem.
Usiadła obok mnie, ułożyła dłonie na kolanach i spojrzała na mnie ciepłym wzrokiem.
- Samanto ciężko mi to przyznać, ale ja się w tobie... Zakochałem. Od pierwszego naszego spotkania w kuchni. To było takie nagłe...
- Wiem o tym Ericu. Dlatego tu jestem. - Przysunęła się bliżej. - też chciałam ci to powiedzieć.
Pochyliła się i mnie pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek. Był to słodki całus. Najcudowniejsza chwila w moim życiu. Po długiej chwili oderwaliśmy się od siebie. Patrzyła na mnie pełnym ciepła i uczuć wzrokiem.

Nagle się obudziłem. To był tylko sen, niestety.

sobota, 12 marca 2016

Rozdział 8

Marcowy poranek był pochmurny. Innymi słowy pogoda depresyjna. Niechętnie poczłapałam do łazienki. Poranna toaleta trochę mnie rozbudziła. Gdy wyszłam z pokoju, zobaczyłam w salonie Natalię i Erica. Zatrzymałam się na schodach i postanowiłam "upewnić się", czy wszystko gra.
- Natalio, czemu nie?
- Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, ale nigdy się na to nie zgodzę. Może zapomniałeś, ale mam przy sobie osobę, na której bardzo mi zależy.
Zauważyłam, że Eric pochylił się w stronę Natalii, spojrzał jej głęboko w oczy i rzekł:
- Vincent? Z tego, co zauważyłem jest typem ‘’niegrzecznego chłopca”, na widok którego ślinią się wszystkie puste laski. Nawet ja muszę przyznać, że zasługujesz na kogoś lepszego. Po za tym nie przyjmuję odmowy, nalegam.
Natalia odwzajemniła wzrok i powiedziała stanowczym głosem:
- Jesteś żałosny, wyjdź stąd.
- Natalia...
- Opuść ten dom, natychmiast.
- Pożałujesz swojej decyzji. Ty, twój chłoptaś, ten blondyn Kacper i Monika.
- Myślisz, że twoje słowa mnie wystraszą? Wszystko, co mówisz jest nic nie warte.
Stałam i dokładnie przysłuchiwałam się tej rozmowie. Chce się zemścić? Na nas wszystkich? Wymienił wszystko imiona, oprócz jednego– mojego. Postanowiłam do nich zejść.
- Dzień dobry! Jak wam minęła noc?
- Witaj Samanto. Doskonale, a tobie?
Eric? Miły? Dla mnie? Coś tu nie gra.
- Chciałbym z tobą porozmawiać.
Zgodzić się, czy się nie zgodzić. Oto jest dylemat.
- No dobrze, chodźmy na zewnątrz.
Weszliśmy do ogrodu i usiedliśmy nad basenem. Deszcz nadal padał.
- Samanto wiem, że słyszałaś jak zapraszałem Natalię do swojego domu, a także, że jej groziłem…
- Słyszałam i to bardzo dobrze. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nie wymieniłeś mnie? Zapomniałeś?
- Nie, taki był cel. Nie chcę cię skrzywdzić. Wiem, że to dziwne, ale tak jest. Nie mógłbym patrzeć, jak dzieje ci się krzywda. Dlatego proszę cię, abyś namówiła Natalię na to, żeby ze mną poszła. Wiem, że będziesz walczyła po ich stronie jak dojdzie do konfrontacji. Nie chcę widzieć jak cierpisz.
- Ericu, ja tego nie mogę zrobić. Poza tym możesz nie doprowadzać do konfrontacji.
- Nie pozwala mi na to moja duma.
- W takim razie będziesz patrzał jak umieram. Żegnaj.
Poszłam do domu. Nie poszedł za mną.
- O czym rozmawialiście? - Natalia była poddenerwowana.
- Namawiał mnie do czegoś niemożliwego. Ale spokojnie, na nic się nie zgodziłam.
- To dobrze. Nie powinnam z nim rozmawiać.
- Myślałaś, że to zwykły chłopak, przyjaźnie nastawiony do życia. Dobrze zrobiłaś, że mu odmówiłaś. Taki był zamierzony plan.
- Chyba nie sądzisz, że mogłabym kiedykolwiek się na to zgodzić? Poczekaj, plan? O czym ty mówisz? Czego znowu nie wiem?
- Eric dał się podpuścić. Jego brat zaczął mu wytykać, że nie ma odwagi ci powiedzieć, kim tak naprawdę jest. Duma Erica była zbyt wielka by dać się stłamsić, że przyszedł do ciebie i wszystko ci powiedział. Właśnie tak miało być.
- I co teraz będzie? To już koniec?
- Raczej wątpię. Teraz będziemy przeżywać piekło.
- Co masz na myśli?
- Eric nie da za wygraną. Będzie chciał walczyć. My vs piekło. Musimy być przygotowani na najgorsze.
- Chciałaś tego?
- Nie, ale wiedziałam, że tak będzie. Może nie znam go zbyt dobrze, lecz domyśliłam się szybko, jaki jest. Razem sobie poradzimy.
- Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedzieliście?
- Wtedy nie byłoby to takie wiarygodne.
- I tak uważam, że powinnam wiedzieć. Nie chcę, żeby komuś stała się krzywda.
- Nic nam nie będzie, spokojnie. Mam nadzieję, że żadnemu z nas nic się nie stanie.
- Czasem się zastanawiam, czemu akurat my musimy przez to przechodzić.
- Nie mam pojęcia Natalia. Chciałabym, aby było wszystko w porządku.
- Marzenia ściętej głowy. Nie ma w naszej naturze nic normalnego, dlatego nigdy nie będzie dobrze.
- Czasem jest w miarę normalnie, nie przesadzaj.
- Może.
- W takim razie poróbmy coś ‘’normalnego’’.
- Mam ochotę na lody, to chyba najbardziej ludzka rzecz, jaką możemy w tej chwili zrobić.
- Natalia...
- Tak?
- Przepraszam cię za to wszystko. Nie chciałam tego.
- Nic się nie stało.
- I dziękuje, że jesteś przy mnie.
Reszta dnia minęła nam miło. Lody naprawdę poprawiły mi humor. Tak, to był normalny dzień.
Wróciłyśmy do domu po ósmej wieczorem. Gdy Vincent zobaczył Natalię w drzwiach, podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Muszę przyznać, że trochę się o ciebie martwiłem.
- Martwiłeś? Czy ty też uważasz, że mogłabym się na to zgodzić?
- Nie złość się, kotek.
Natalia była lekko poddenerwowana. Po chwili Vincent zbliżył się do jej ust i cichym szeptem powiedział:
- Kocham Cię, głupku.
Pocałunek trwał i trwał. Postanowiłam iść do swojego pokoju. Ledwo usiadłam, a do pokoju wszedł Kacper.
- Coś się stało?
- Nie. Chciałem tylko ci pogratulować.
- Czego?
- Udało ci się poprowadzić całą akcje do końca. Brawo Black. - Ukłonik się. - Jakim cudem syn szatana ci uległ?
- Nie mam pojęcia. Ale Michael jest miłym chłopakiem bardzo go lubię...
- Nie chodzi mi o Michaela. Tylko Erica. Jakim cudem nie zabrał cię ze sobą do piekła. Jest zapewne potężny. Czemu w to wszystko się bawi. Omamia wszystkich. Jak ty to robisz?
- Nie mam pojęcia czemu tak się dzieje. Może lubi się bawić ludźmi, chce urozmaicić swoje życie...
- Albo się w tobie zakochał.
Nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem. Szatan który kocha? To nie możliwe. Miłość nie pasuje do zła. Jeśli się kogoś kocha jest się dla niego miłym. Miłość to wielkie uczucie. Nie wierzyłam w miłość. Do pewnego momentu mojego życia. Tak, zakochałam się i dalej kocham. Jedynie boje się odrzucenia. Osoba do której wzdycham nocami jest mi bliska. Boje się, że rozwalę to, co jest między nami. Odrzucenie- to czego najbardziej się boję. Kocham, ale nie potrafię się do tego przyznać.
- To nie możliwe. Szatan nie może kochać. Wiesz jaki jest Eric. A we mnie nie można się zakochać. Nie da się.
Patrzył na moją twarz zdziwiony.
- Czemu tak uważasz?
- Spójrz na mnie. Jestem aż za zwyczajna i nijaka. Dodatkowo jestem boginią śmierci.
- Nie mów tak o sobie. Jesteś niezwykłą dziewczyną. Odkąd cię znam. Samanto jesteś jedyna w swoim rodzaju i można cię kochać. Tylko musisz się otworzyć. Nie odpychaj chłopaków, którzy powiedzą ci, że się im podobasz. Stań przed lustrem i spójrz jaka jesteś piękna. Nic, a nic ci nie brakuje. Bądź otwarta, a miłość sama do ciebie przyjdzie. A Eric po prostu nie potrafi powiedzieć ci tego, co czuje. Miłość go przerasta.
Przytuliłam go. Mimo że rzadko rozmawiamy, to i tak świetnie się dogadujemy. Jego rady dały mi dużo do myślenia.
- Dziękuję - powiedziałam dalej przytulona do Kacpra.- jesteś najlepszym przyjacielem na świecie.
- Wiem. Ech taki mój urok.
Roześmiałam się.

- Masz racje.

piątek, 4 marca 2016

Rozdział 7

Piątkowy poranek był piękny i słoneczny, ale nie miałam ochoty wstawać. Do późna omawiałam z Kacprem nasz plan. Dopracowaliśmy każdy szczegół, nawet najmniejszy. Wyszło nam genialnie. Potrzebowaliśmy zgody i wsparcia tylko od jednej osoby. Miałam nadzieje, że nam pomoże. Była to nasza ostatnia deska ratunku. Zmuszona wstałam, ubrałam się i poszłam do szkoły. Nic nadzwyczajnego. Zwykły, nudny dzień w nijakiej szkole. Choć chciałam zostać w niej jak najdłużej. Nie miałam pojęcie, co zrobię, kiedy skończę ostatni rok. Jak na złość dzień minął bardzo szybko. Leniwie wróciłam do domu, a potem powoli weszłam na drugie piętro mojego domu. Otworzyłam spokojnie drzwi i poszłam do świata umarłych.
Nic się tam nie zmieniło. Wszystko było takie samo jak w dniu kiedy stamtąd odeszłam. Weszłam do wielkiego salonu, którego nazywałam "salonem Michaela". Miałam nadzieję, że tam go znajdę. Niestety, nie było go tam. Podeszłam do kanapy. Dotknęłam jej rogów delikatnie. Przeszłam dokoła sofy. Na małym stoliczku leżała gazeta. Wzięłam ja do ręki. Nie była dzisiejsza. Pochodziła z 1999 roku. Z roku, w którym urodziła się Natalia, Monika, Kacper i ja. Była otwarta na stronie, gdzie widniały fotografie nowo narodzonych dzieci. Na jednym z nich była Natalia, na innym Monika, lecz tylko zdjęcie Natalii było zaznaczone kółkiem w kolorze krwistej czerwieni. Domyśliłam się, że Eric zapewne zbierał informacje na temat mojej kuzynki. Pod tą gazetą znalazłam jeszcze jedną. Również z 1999, ale czerwca. Tam widniało moje zdjęcie. I w tamtym momencie zrozumiałam, że Eric to totalny psychol. Nie przerażał mnie. Raczej odstraszał swoją postawą. Jak on ma zamiar znaleźć sobie kiedyś żonę?
-  Mam nadzieję, że nie myślisz, że to moje.
Odwróciłam się. W wejściu do salonu stal Michael. Miał na sobie ciemnie spodnie i granatową koszulę odrobinę rozpiętą u góry.
- Nie, jasne, że nie. Domyśliłam się, że to sprawa Erica.
Pokonał dzieląca nas odległość i stanął naprzeciwko mnie.
- Co cię tu sprowadza Samanto?
- Ty. Mam do ciebie sprawę. Jest to dla mnie bardzo ważne. Tylko ty możesz nam pomóc.
- Postaram się, ale powiedz o co chodzi?
Opowiedziałam Michaelowi o naszym planie.
- Nie wiem, czy mi się uda. Naprawdę dam z siebie wszystko, ale nic nie mogę ci obiecać.
- Nie musisz. Ważne, że spróbujesz. To wiele dla mnie znaczy, dziękuję.
- Jeszcze nic nie zrobiłem. Podziękujesz, jak się uda.
Nie mogłam się powstrzymać. Przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk.
- Muszę już iść. Jakby coś się działo, przyjdź do mnie.
- Jasne. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Opuściłam piekło z ulgą i dumą, że udało mi ściągnąć na swoją stronę syna szatana. Teraz trzeba czekać.

    Kacper wtajemniczył w nasz plan Vincenta. Na początku nie był mu przychylny wiadomo, bardzo kochał Natalię), ale ostatecznie się zgodził. Domyślałam się, że musi go to wiele kosztować. Byłam mu za to wdzięczna.
W sobotę byłam z Kacprem na zakupach. On je uwielbiał, a ja ich nie znosiłam. Dlatego zawsze ze mną jeździ. Chciałam, żeby sam jechał, ale nie. Jak zwykle robił mi na złość. Weszliśmy z zakupami do domu. Na kanapie w głównym salonie siedziała Natalia i... Eric. Gdy ich zobaczyłam wymieniłam z Kacprem spojrzenia i się uśmiechnęliśmy. Po bardzo krótkim przywitaniu poszliśmy we dwójkę do kuchni. Pierwsze, co powiedział Kacper to:
- Piąteczka mała. Jesteś boska.
Przybiłam mu piątkę i skromnie powiedziałam:
- No wiesz, ma się talent do przekonywania.
- Teraz musimy tylko czekać. Scena jest teraz Erica. Oby zagrał swoją rolę jak najlepiej.
- Na pewno tak będzie. To idiota. Nawet nie wie, że w tym przedstawieniu to my pociągamy za sznurki.
- Nie mogę doczekać się końca tego spektaklu.
Oczami wyobraźni widziałam jak Kacper zaciera ręce.
- Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.
- Podejrzewam, że Vincent zgodził się na to, tylko ze względu na zakończenie tej bajki.
- Masz rację. Oby wtedy nie zrobił nic głupiego.
W niedzielę rano ktoś zapukał do drzwi mojej sypialni. Podeszłam myśląc, że to Natalia lub Kacper. Był to jednak Michael.
- Dzień dobry Samanto. Przepraszam, że tak,wcześnie ale musiałem sprawdzić czy wszystko jest okej.
Wpuściłam go do pokoju.
- Nie musisz przepraszać. Wszystko jest okej. Dobrze, że wpadłeś. Muszę ci podziękować.
- Już mi dziękowałaś. Nie musisz więcej.
- Ale chcę. - Usiadłam koło niego.- Wykonałeś to zadanie doskonale. Nie wiem jak mam ci podziękować. Naprawdę się postarałeś. Powiedz, co chcesz a ja spełnię twoje życzenie.
- Nie możesz dać mi tego, o czym marzę.
- Dlaczego? Co to takiego?
- Chciałbym, choć na chwilę, zapomnieć o wszystkim i poczuć miłość lub przynajmniej bliskość jakiejś osoby. Najlepiej dziewczyny.
- To trudne do zrobienia...
- A nie mówiłem. Kto chciałby pocałować diabła? Nikt. Zawsze chciałem choć na chwilę poczuć się chciany...
- Och, weź się w końcu zamknij.
Nie mogłam dłużej tego znieść. Jego cierpienia i ciężkiego życia. Pocałowałam go. On niepewnie odwzajemnił pocałunek. Na początku delikatny całus przerodził się w gorący i pełen namiętności pocałunek. Podobał mi się. I to nawet bardzo. Niechętnie - po kilku, jak mi się zdawało, godzinach- oderwałam się od pysznych ust Michaela. Spojrzał na mnie.
- Przepraszam.
- Nie masz za co Samanto. Dziękuję.

Pocałował mnie nie pewnie w policzek i odszedł.