piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 19

NATALIA
Zeszłam na dół. Vincent już na mnie czekał, był bardzo zniecierpliwiony.
- Chyba jesteś mi coś winna.
- Tak, wiem.
- Więc?
- Chodzi o moją rodzinę. Mam siostrę bliźniaczkę – Monikę, a przynajmniej miałam. Byłyśmy nierozłączne, wszystko robiłyśmy razem. Jednak moja siostra zbyt wcześnie przeszła transformacje. Miała wtedy dopiero 6 lat. Monika jest aniołem zemsty, służy Lucyferowi. Moce mojej siostry zaczęły wymykać się spod kontroli, dlatego zabrał ją do siebie. Rozdzielił nas. Tego dnia, odebrał mi również matkę, jednak większy ból odczuwałam po utracie siostry. Matka nigdy się mną nie przejmowała Byłam dla niej obojętna. Nie wiedziałam, o tym wszystkim, dopóki sama nie przeszłam transformacji. Przez te wszystkie lata szukałam Moniki, a niedawno dowiedziałam się o miejscu, w którym się znajduje. Jest u Lucyfera, nadal ją tam trzyma. Dlatego tu jestem, muszę się tam dostać i ją odebrać. Wiem już, gdzie jest przejście, gdy Samanta wyjdzie z piekieł, mam zamiar tam pójść.- Wszystko mówiłam bardzo szybko. Nie lubiłam o tym opowiadać, był to dla mnie dość drażliwy temat.
- Rozumiem.- Vincent nie powiedział wiele, nie okazywał mi współczucia, ani nie użalał się nade mną. Jednak to było lepsze, o wiele lepsze. Nie potrzebowałam współczucia, potrzebowałam zrozumienia. Cieszyłam się, że mam przy sobie kogoś takiego, jak on. Vincent podszedł do mnie i ujął moją twarz w swoje dłonie, uśmiechając się przy tym.- Ale mimo wszystko, idę tam z Tobą.
Poszliśmy do mojego pokoju. Siedzieliśmy obok siebie na łóżku i z niecierpliwością czekaliśmy na powrót Samanty i Kacpra. W pewnej chwili Vincent delikatnie dotknął mojej dłoni. Poczułam ciepły dreszczyk, który przeszedł przez moje ciało. Nagle usłyszeliśmy głosy. Poczekaliśmy aż wszyscy zejdą na parter i wtedy cichym krokiem pokierowaliśmy się w stronę drzwi, prowadzących do piekieł. Wreszcie je ujrzałam. Drzwi prowadzące do mojej siostry. Nie zastanawiając się, popchnęłam je i weszłam do środka. Widziałam tylko czerń. Nagle z otchłani wyłoniła się postać. Gdy nas ujrzała stanęła w bezruchu i krzyknęła:
-Kim jesteście?- Oboje milczeliśmy. Czekaliśmy na jej ruch. Nie wiedzieliśmy, co może nam zrobić. Osoba zaczęła się do nas zbliżać, można było zobaczyć jej kobiecą sylwetkę. Miała na sobie czarną suknię, a jej brązowe włosy, spięte były w kok. Wtedy zrozumiałam. To była moja matka.
- Córko? Zmieniłaś się!
- Jak mnie poznałaś? Myślałam, że zapomniałaś o moim istnieniu.
- Matka miałaby nie poznać własnego dziecka? Córeczko, Twój charakterek nic, a nic się nie zmienił. Wyglądasz zupełnie jak siostra.
- Gdzie ona jest?
- A więc tak, jak myślałam. Po to tu jesteś?
- Oddajcie mi siostrę.
- Monika nie może stąd odejść.
- Więc może zmienię temat. Rozumiem, że Lucyfer zabrał Monikę, ale co ty tu robisz? Zostawiłaś mnie.
- To nie tak. Nie rozumiesz...
- Więc mi to wyjaśnij.
- Skoro tak bardzo chcesz ujrzeć siostrę, to jestem pewna, że mój mąż niedługo ją do was ześle. Ale nie jestem pewna, czy ta wizyta się wam spodoba.
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo matka siłą wepchnęła mnie i Vincenta z powrotem do portalu. Na koniec krzyknęła, że nie chce nas tu więcej widzieć.
Wylądowaliśmy znów w pokoju na drugim piętrze. Szybko podniosłam się z podłogi i zaczęłam uderzać w drzwi, żeby się otworzyły. Vincent odciągnął mnie od nich.
- Przestań, bo jeszcze ktoś usłyszy.
- Nie obchodzi mnie to.- Próbowałam uderzać dalej, ale chłopak trzymał moje dłonie, po czym siłą wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju.




Siedzieliśmy w salonie. Ciągle myślałam o rozmowie z Lucyferem, nie mogłam pojąć, że to wszystko może być prawdą. Jednak rozmowa z nim, nie była jedyną rzeczą, w którą nie mogłam uwierzyć. W piekle, mimo że przez krótką chwilę, widziałam ją. Była tam. Ubrana w długą czarną suknię, a jej proste, czarne włosy związane były w długiego warkocza. Wyszła z jednej z komnat i poszła prosto wzdłuż długiego, spłowiałego w czerni korytarza. Nie zauważyła mnie, a mi zabrakło odwagi i tchu by ją zawołać. Chciałam do niej krzyknąć, ale Lucyfer nie dał mi do tego okazji. Co ona tam robi? Jak to wszystko się stało? Czy powinnam powiedzieć, o tym Natalii? Dlaczego... Z zamysłu wyrwał mnie głos odzyskanego dziadka.
- Sam jak mogłaś to zrobić?!- Dziadek wciąż się na mnie wściekał.
- Musiałam. Nie mogłam patrzeć jak babcia cierpi, rozumiesz?
- A co z Lucyferem? Co z waszą umową?
- On i tak by zrobił, co by chciał, a tak mam Cię dziadku z powrotem.
- Może i masz rację, ale tak wcale nie musiało być... Nigdy mnie nie widziałaś, zrobiłem Ci tyle złego. A ty mnie uratowałaś. To nie w porządku.
- Nie mam do Ciebie pretensji. Właściwie, to powinnam Ci podziękować, za to, co zrobiłeś. Moje życie, dzięki temu stało się przynajmniej ciekawe. Co prawda wszystko jest dość skomplikowane, ale nie ma problemu, którego nie dało by się rozwiązać.
- Przepraszam Cię wnuczko.
Wtedy weszła babcia. Zobaczyła dziadka i rzuciła mu się w ramiona płacząc.
- Lucianie, co ty tu robisz?
- Zapytaj Sam.
- Samanty? Czemu?
- To dzięki niej tu jestem.
- Samanto proszę o wyjaśnienia.- Była już opanowana.
- No cóż… Bo widzisz babciu zaszły pewne komplikacje.- Próbowałam jakoś zacząć, ale chyba mi nie wyszło.
- Jaśniej proszę.
- A więc tak. Szatan oddał mi dziadka, w zamian za małżeństwo ze mną.- Wszystko powiedziałam na jednym oddechu i szybko, bardzo szybko.
- Co? Jak? Przecież miałaś temu zapobiec.
- Wiem, ale on wziął mnie podstępem.
- Kiedy masz do niego iść?
- Przyjdzie po mnie, w moje szesnaste urodziny.
- Samanto...
- Spokojnie babciu, ja coś wymyślę. Nie mam zamiaru tam iść. Nie musicie się o mnie martwić, naprawdę.
- Sam, wiesz, że to już nie długo?
- Mam jeszcze pięć miesięcy.
- To bardzo mało czasu.
- Przecież powiedziałam, że coś wymyślę!- Zdenerwowana wyszłam z salonu i poszłam do swojego pokoju. Czy oni myślą, że to takie proste? Działałam pod wpływem emocji. Teraz muszę wszystko dokładnie przemyśleć i obmyślić plan. Nim się spostrzegłam, zasnęłam.

Szłam do szkoły. Był piękny lutowy poranek i to piątek trzynastego. Czy to nie cudowne? Miałam nadzieje, że nie spotka mnie żadne niepowodzenie. Chociaż ostatnio krąży nade mną jakieś fatum. Cóż za sprzeczność. Nic nikomu nie mówiłam, o tym co się stało. Kacper również milczał. Od naszej wycieczki do piekieł właściwie się do mnie nie odzywał. Ciągle mnie unikał. Anita nic nie wiedziała o moim „narzeczonym”. I tak by mi nie uwierzyła. Natalia też nic nie wiedziała. Nie chciałam jej denerwować. Natalia również jest podporządkowana Lucyferowi. Jednak ma kontrolę nad wszystkimi aniołami. Chciałabym być na jej miejscu.
- Sam mówię do Ciebie.
- Oj, przepraszam. Zamyśliłam się.
- Zauważyłyśmy- powiedziały chórem.
- Ale nic mi nie jest.
- Posłuchaj, wiem, że ty wiesz, ale to nie to Cię dobija, więc co?
Mówiła szyfrem by Anita się nie domyśliła.
- Nic mi nie jest. Wszystko jest w porządku.
- O czym wy gadacie?
- Wiesz, rodzinne sprawy.
Szłyśmy w milczeniu. W końcu odezwała się Natalia.
- Chciałabym zorganizować moje szesnaste urodziny. Może mi pomożecie?- Na myśl o szesnastych urodzinach przeszły mnie dreszcze. Musiałam głupio wyglądać, bo Anita się odezwała:
- Sam, co Ci?
- A nic, nic. Tak tyko sobie myślę.
- O czym?
- Jak się ubrać na Twoją imprezę.
- Więc pomożecie mi?
- No jasne.- powiedziałyśmy razem.
Szkoła jak to szkoła. Nuda i nic więcej. Choć nie tym razem. Raz zdarzyło się, że szafka Amelii z 2a zaczęła płonąć. Potem plecak Maćka z 3c został ujęty przez płomienie. Na koniec, jedna z sal lekcyjnych stanęła w płomieniach. Ewakuowano wszystkich uczniów. Nie chciałam wierzyć w to, co się działo. Bałam się, że to sprawa Lucyfera. Coraz bardziej się go obawiałam. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Tego dnia, po drugiej lekcji puścili nas do domu. Chyba zauważyli, że dziś nie był szczęśliwy dzień. Znowu pogrążyłam się w myślach. Nie mogły to być przypadki. On na pewno maczał w tym palce, był zdolny do wszystkiego. Krew niewinnych, na pewno nie robiła na nim wrażenia, a nawet sprawiała przyjemność. Jak ja mogłabym być z taką osobą?
- Sam słuchasz mnie, czy nie?- Szłam sama z Natalią. Anita pojechała z rodzicami.
- Przepraszam. Nie mogę się skupić. Kiedy masz zamiar zrobić imprezę?
- W następnym tygodniu w sobotę. To jest…
- 21 luty.
- No właśnie.
- Ale ty urodziny masz 25 lutego. Czemu tak wcześnie?
- Chcę to zrobić jak najszybciej, w miarę możliwości.
- No dobra, a gdzie chcesz to zrobić?
- I tu zwracam się do Ciebie.
- Wiem, o co Ci chodzi. Rób co chcesz. I tak rodziców nie będzie do moich urodzin.
- A ty masz 26 czerwca?
- Tak.
Zrozumiałam, że nie będę miała zbyt dużo czasu, by pożegnać się z nimi. Myślałam, że zaraz się rozpłaczę, jednak się powstrzymałam.
- Zobacz Sam masz szesnaste urodziny 26 czerwca. Trzy szóstki. Nieźle,nie?
- Tak, wspaniale. - Natalia dziwnie się zachowywała. Pewnie coś się stało, ale jak zwykle udawała, że wszystko jest w porządku. Nigdy nie jest taka pozytywna. Nie lubi współczucia innych, dlatego zawsze ukrywała swoje uczucia.
- Nie słyszę entuzjazmu w Twoim głosie.
- Wiesz, nie chcę nic kojarzyć z szatanem.
- Rozumiem. Widzę, że się jeszcze nie przyzwyczaiłaś, do swojego pochodzenia.
- Racja, nie przyzwyczaiłam się. Właściwie, to nie obchodzę w tym roku urodzin.
- Jak to?
- Tak to. Dla mnie w tym roku nie ma urodzin.
- Jak chcesz.


Poszłam do pokoju. Na łóżku leżała paczka. Uchyliłam ostrożnie wieko. Kto to tu położył? W środku był sztylet. Cały złoty. Wzięłam go w dłonie. Zaczął świecić jasnym światłem. Odłożyłam go na bok. W pudełku był jeszcze list. Otworzyłam go. Czytałam z niedowierzaniem. Każda litera, każde słowo stawało się dla mnie coraz bardziej szokujące. Nie mogłam w to wierzyć. Starałam się zapomnieć, ale on pamiętał i przyjdzie po mnie niedługo, a ja nigdy nie będę na to gotowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz