Każdy był pogrążony w
smutku. Kacper nie chodził do szkoły. Dni stawały się coraz dłuższe i
chłodniejsze. Nic nie miało większego sensu. Nadeszły nareszcie święta. Wszyscy
byli zajęci przygotowaniami. Po pogrzebie, Kacper nie wychodził ze swojego
pokoju. Zamieszkał razem z nami. Mama wniosła papiery o to, aby być wraz z tatą
prawnymi opiekunami Kacpra. On jeszcze o tym nie wiedział, ale kiedy sprawa
będzie załatwiona to rodzice wszystko mu wytłumaczą. Jutro jest wigilia. Jedziemy
do babci, tylko na jeden wieczór. Nie wiem, gdzie spędzimy resztę świąt.
Zapewne w domu. Teraz sprzątam pokój, mama gotuje, a tata jest w pracy. Nie
dali mu zwolnienia na dzisiaj, ale potem aż do 2 stycznia ma wolne. Z mamą
musimy radzić sobie same. Dobrze, że tylko został mi mój pokój i koniec. Nie
widziałam Kacpra od wypadku jego rodziców. Mama tylko przynosi mu jedzenie. Nie
odważyłam się jeszcze z nim porozmawiać.
Było wczesne popołudnie. Na dworze ciemność oplatała każde
miejsce. Tata wrócił do domu z choinką. Świeżą i zieloną. Była prawdziwa. Mama
poszła po ozdoby, a ja po Lucasa i Kacpra. Lucas nie ociągał się. Kochał
święta, a strojenie choinki to nasza tradycja. Gdy weszłam do pokoju Kacpra widziałam
tylko ciemność. Zapaliłam światło. Leżał na łóżku. Spał. Nie chciałam go
budzić. Wyglądał tak bezbronnie i samotnie. To było takie rozkoszne. Nie miałam
serca go budzić, więc zeszłam do salonu. Zaczęliśmy nasz doroczny rytuał.
Gdy choinka była ubrana, zaczęliśmy robić ciasteczka.
Następna rodzinna tradycja. Kocham to uczucie, kiedy zbieramy się całą rodziną
i wspólnie przygotowujemy się do świąt. Czuję się wtedy szczęśliwa i otoczona
rodzinnym ciepłem i miłością.
Szybko położyłam się spać.
Zmęczona poczłapałam na górę.
Następnego
dnia, gdy się obudziłam poszłam do kuchni. Mama była tam przede mną.
- Witaj kochanie. Chcesz
coś do jedzenia?
- Nie, nie jestem głodna.
- Masz przyszykowane
ubrania do babci?- No tak, głupie pytania mamy.
- Mamo nie mam pięciu lat,
wiem dokładnie, co mam zrobić.
- Dobrze skarbie. Mogłabyś
pójść do Kacpra i zawołać go do mnie?
- Oczywiście.
Weszłam na górę. On nadal
spał. Musiałam go obudzić:
- Kacper musisz wstać.
- Sam, to ty?
- Tak. Chodź do kuchni.
Mama cię woła.
- Już wstaję.
Zeszliśmy na dół. Mama
zrobiła wielkie oczy.
- Udało ci się wyciągnąć go
z łóżka? Myślałam, że to niemożliwe.
- A jednak mamo, wszystko
jest możliwe
- Ale jak ci się to udało?
- Hm? O co chodzi?
- Twojej mamie chodzi o to,
że - wtrącił się Kacper – gdy chciała żebym wstał to ja nie ruszałem się z
łóżka, lecz nie robiłem tego na złość, ale kiedy ty mnie o to poprosiłaś, wstałem od
razu.
- Teraz rozumiem.
- Przepraszam, że pytam,
ale który dzisiaj?
- 24 grudnia.
- Naprawdę?
- Tak.
- To dzisiaj jest wigilia?
- No tak.
Poszedł na górę do pokoju. Musiał
się umyć i ubrać, w końcu mieliśmy zaraz wyjeżdżać.
- Ja też już pójdę.
- Tylko pospiesz się Sam,
zaraz wyruszamy. Powiedz też Lucasowi.
- Dobrze.
Kiedy wsiedliśmy do samochodu, widziałam załamanie i smutek
w oczach Kacpra. Nie byłam zdziwiona, w końcu pierwszy raz od pogrzebu wyszedł
z domu. Jego twarz była cała blada. Nie wiedziałam, jak mam mu pomóc. Bolało
mnie serce na jego widok. Nie miałam pojęcia, co on teraz może czuć. Mogłam się
tylko domyślać. Widzę jakie jego oczy są puste i bez wyrazu. Jego serce musiało
być przepełnione bólem. Nie mogłam się tak ciągle na niego patrzeć. Między nami
siedział Lucas. Kocham mojego brata, ale teraz mógłby się stąd ulotnić, mimo, że
to samochód. Minęło pół godziny aż dotarliśmy na miejsce. Babcia przywitała nas
bardzo serdecznie. Jest cudowna. Mimo, że jest moją babcią, jest naprawdę
młoda. Ma dopiero pięćdziesiąt dwa lata. Może dlatego, tak dobrze potrafię się
z nią dogadać.
Stół był strasznie zastawiony. Mama
kazała nam wszystkiego spróbować, by jej zdaniem „babcia się nie obraziła”. Jestem
tak napchana, że zaraz pęknę z przejedzenia. Kacprowi też kazali posmakować
wszystkiego. No chłopak nie miał wyjścia. Zjadł jeszcze więcej ode mnie. Po
kolacji usiedliśmy koło choinki. Uwielbiam, kiedy cała rodzina wspólnie spędza
chwile. Gdy tak siedzieliśmy poczułam się bardzo dziwnie. Uczucie kłucia w
klatce piersiowej nie dawało mi spokoju. Śpiewaliśmy kolędy, a mnie dalej nie
przestawało boleć. Po rozdaniu prezentów nie miałam sił i położyłam się spać. Nikomu
nie powiedziałam, że źle się czuję. W pokoju byłam sama. Położyłam się i
zasnęłam. Ból nie ustępował. Nadeszła północ. Nagle po całym moim ciele
przeszedł przeszywający ból. Tak jakby ktoś wbijał we mnie szpilki. Otworzyłam
oczy. Nagle poczułam, jak coś przeze mnie przechodzi. Jakby chciało we mnie
wejść. Znów zacisnęłam powieki. Podskoczyłam z bólu na łóżku, nic nie mówiąc.
Po chwili jakby wszystko ustało. Poczułam okropne zmęczenie. Na sam koniec
znowu otworzyłam oczy i zobaczyłam zjawę, ducha nie wiem, co to było. Nie miało
określonego kształtu. Stało nade mną i patrzyło mi prosto w twarz. Zasnęłam,
poczułam błogi spokój i ciszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz