piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 3

     Była niedziela. Aby odstresować się po męczącej sobocie, pojechałam do mojej babci. Ona zawsze mnie rozumie i pomaga w różnych trudnych sprawach. Jest naprawdę cudowna. Gdy mnie ujrzała od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
-Skarbie co się stało?
-Nic babciu, potem Ci powiem, bo teraz chcę odpocząć.
-Dobrze, ale obiecaj mi, że dzisiaj porozmawiamy.
-Właśnie po to tu przyjechałam.
-No to uciekaj na górę.
Idąc na górę, potknęłam się o swoje dwie lewe nogi i spadłam ze schodów. Przeszył mnie okropny ból. Zamgliło mi się przed oczami, nie mogłam się ruszyć. Z tego powodu zemdlałam. Gdy się obudziłam byłam w szpitalu. Miałam zwichniętą rękę i mówili, że mogę mieć zaniki pamięci, ale ja wszystko dokładnie pamiętałam. Leżałam w szpitalu, wszystko mnie bolało. Nagle zadzwonił telefon. Moja komórka. To była Anita:
-Sam nic Ci nie jest? Wszyscy się zamartwiają o Ciebie. Pani mówiła, że dzwoniła do twoich rodziców, a oni jej powiedzieli, że spadłaś ze schodów. Czy to prawda?
-Tak. Potknęłam się i upadłam. Nic się takiego nie stało.
-Tak, jasne. Upadłaś ze schodów i nic się nie stało. Uważaj, bo Ci uwierzę. Mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszym balu?- Zupełnie o tym zapomniałam. Porażka, co ja teraz zrobię, nie mam butów ani sukienki, a najważniejsze... nie mam partnera na bal.
-Dzięki za przypomnienie, zupełnie o tym zapomniałam. Ale wątpię żebym przyszła, nie mam się w co ubrać, więc zostanę w domu.
-Nie zrobisz mi tego! Nie możesz! Słyszysz? Nie interesuje mnie to. Znajdziemy Ci wszystkie potrzebne rzeczy, nawet partnera. Masz jutro być na tym balu, rozumiesz?
-Przepraszam, ale… nie mogę. Anita naprawdę. Kocham Cię i zrobiłabym dla Ciebie wszystko, lecz tego nie mogę.
Jak zwykle moja wścibska babcia wszystko musiała podsłuchać. Podeszła do mnie, gdy przestałam rozmawiać z Anitą.
-Jeśli nie masz się w co ubrać na bal, to ja wszystko załatwię.
-Babciu proszę Cię. Nie mam ochoty tam iść. A poza tym, nie mam z kim.
-A to co innego. Mam dla Ciebie dobrą wiadomość, wypisują Cię dziś ze szpitala. Ktoś czeka na Ciebie w moim domu.
-Kto?
-To niespodzianka. Powoli wstawaj. Ja idę coś załatwić.
-Dobrze babciu.- Powiedziałam podejrzliwie.
Zastanawiałam się, kto to może być.
Weszłam do domu babci. Nie mogłam w to uwierzyć. W salonie czekał na mnie Kacper, mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa. Zawsze się przy nim dobrze czułam. Serce zaczęło mi mocniej bić. Tyle czasu go nie widziałam! Nie wiedziałam co mam zrobić, jak go przywitać. Gdy mnie zobaczył, powiedział:
-Sam, jak ja Cię dawno nie widziałem.Wyglądasz świetnie.
-Dziękuję, Ty również. Ale co robisz w Polsce i kiedy przyleciałeś?
-Wczoraj wieczorem. Miałem Ci zrobić niespodziankę, ale jak dowiedziałam się od Twoich rodziców, że jesteś w szpitalu, od razu musiałem Cię zobaczyć. Co się stało, że się tam znalazłaś?
-Nic poważnego. Mały wypadek na schodach.
-Myślałem, że jest z Tobą nie za ciekawie. Jak ja Cię dawno nie widziałem. Kiedy się ostatnio widzieliśmy byłaś małą dziewczynką. Tak bardzo się zmieniłaś.
-I kto to mówi. Wcześniej mały, słodki blond chłopak, a teraz… no no. Mężczyzna. I to przystojny. Tak się cieszę, że znów mogę Cię zobaczyć.
-Stęskniłem się za Tobą.- Przytulił mnie.
-Ja za Tobą też. Tak dawno Cię nie widziałam. Zmieniłeś się.
-Ale to dobrze.
-No jasne, przystojniaku. Nie jesteś już taki…dziecinny.
-Ta sama zadziorna Samanta. Tak mi tego brakowało.
-Mnie brakowało Ciebie.
-Młoda, jutro mi się wydaje, że masz szkołę, co nie?
-Jak zawsze opiekuńczy. Tak mamusiu, mam jutro szkołę.
-Powinnaś wracać do domu.
-Masz rację.- Z niechęcią odsunęłam się od niego.- A co z Tobą?
-Zostanę tu. Zobaczę, kiedy mam lot powrotny.
-Co? Chcesz już wracać? Nie możesz. Dopiero, co przyleciałeś. Proszę, zostań.
-Żartowałem. Jeszcze trochę Cię pomęczę.
-Wystraszyłeś mnie.
-Myślałem, że będziesz chciała abym odleciał.
-Głupi Ty, nigdy. Za nic nie chcę, abyś wracał.
-Samanta taka, jaką pamiętam.
-Kacper skryty człowiek. Taki, jakiego zapamiętałam.
W drodze do domu prawie się nie zamykaliśmy, tak się dobrze nam rozmawiało. Bardzo mi go brakowało przez te wszystkie lata, zmienił się od tamtego czasu, wyprzystojniał, a ja, gdy po powrocie do domu zobaczyłam się w lusterku, wyglądałam jak śmierć. Co za porażka. Babcia, jak zwykle zajęła się rzeczami materialnymi jak sukienka, buty, biżuteria, fryzjer, itp. Chwila, a z kim ja tam pójdę. Chyba babcia nie miała na myśli… Kacpra. O nie, nie, nie. Babcia zwariowała. Jak ja mogę z nim iść tam do szkoły. Anita mnie zabije. Ona myśli, że mnie tam nie będzie.
Siedzieliśmy w salonie. Cała moja rodzina, babcia i Kacper. Z zamyśleń wytrąciła mnie babcia.
-Prawda Samanto? To genialny pomysł.
-Ale jaki? Przepraszam, zamyśliłam się. Powtórzysz?
-Mówię, abyś poszła na bal z Kacprem. Cudny pomysł.
-Nie mówiłaś Sam, że idziesz na bal.- Kacper miał zdziwioną minę.
-Myślałam, że po podróży zechcesz odpocząć. Nie chciałam na nic cię namawiać.
-Samanto Black oczywiście, że poszedłbym z Tobą na bal. To dla mnie zaszczyt.
-Nie chcę Ci robić kłopotów.- Cała rodzina się na nas patrzyła. Wszyscy mieli poważne miny. No oprócz Lucasa, on jak zwykle się śmiał. Skrycie, ale jednak…
-Ty masz mi sprawiać kłopoty? Samanto, nigdy.
-Naprawdę ze mną pójdziesz?
-Oczywiście. Nie ma sprawy.
-Dziękuję.- Uściskałam go bardzo mocno. Tak bardzo mi go brakowało.
Poszłam z Kacprem do mojego pokoju. Nie mogliśmy się zamknąć. On opowiadał o Szwecji, a ja o tym, co się działo przez te wszystkie lata w Polsce. Gadaliśmy tak do drugiej, a ja rano mam szkołę, no i jeszcze ten bal. Gdy poszłam po jakieś kanapki do kuchni słyszałam, jak mama, babcia i tata gadają o mnie i o Kacprze. Byli chyba zadowoleni, że akurat z nim idę na bal. Nie rozumiem ich.
Całą noc myślałam o tym balu, jak inni zareagują na Kacpra. Byłam naprawdę szczęśliwa, że on będzie mi towarzyszył.
Około szóstej rano babcia wpadła do pokoju i zaczęła mnie budzić. Oczywiście, byłam zmęczona, a w wyniku tego spadłam z łóżka i okazało się, że nawet na dole było to słychać, więc wychodzi na to, że obudziłam wszystkich.
-Sam, co ty robisz? Przestań wycierać podłogę i wstawaj. Musisz iść do szkoły.
-Tak wiem, ale mi się nie chce.- Powiedziałam po cichu i poszłam do łazienki.
Szkoła- masakra. Każda dziewczyna (włącznie z naszymi przemądrzałymi i udającymi się za najpiękniejsze laluniami) gadała o nadchodzącym balu. Nie mogłam już o tym słuchać. Myślałam, że Anka i Anita przynajmniej nie będą o tym wspominać, ale się myliłam. Na mój widok Anita zapytała się mnie:
-Sam idziesz na bal? Proszę powiedz, że zmieniłaś zdanie.
-Możliwe, że zmieniłam zdanie.- Powiedziałam mało entuzjastycznie. Powinna się zapytać jak się czuje i co u mnie, nie musiała mnie dobić na samym wejściu.
-A z kim idziesz?
- Ech.- Nie mogę jej powiedzieć o Kacprze, nie dałaby mi spokoju przez cały dzień.
-No powiedz, proszę!
-Ja, jeszcze nie wiem.- Ale jestem głupia. Idiotyczna odpowiedź. Ona mi dzisiaj głowę urwie.
-Jak to nie wiesz? Musisz z kimś iść. Słyszałam, że Sandra idzie na bal z Kamilem.
-Nie chcę o nim słuchać.
-Czemu? A właściwie Ty się od pewnego czasu z nim spotykałaś, więc dlaczego Ty z nim nie idziesz?
-Nie spotykam się już z nim. Nie ważne. Mówiłam Ci, że nic z tego nie będzie, a Ty jak zwykle swoje.
-Och. Przykro mi. Co się stało?
-Nic, nie ważne. Później Ci powiem.
-Musisz z kimś iść na ten bal. Każdy będzie miał partnera.
-A ja nie będę miała. I tyle. Proszę, nie truj już.
Poszłam sobie.
Ten dzień jakoś przeżyłam, ale co moja najlepsza przyjaciółka powie na widok Kacpra?!
Byłam zakłopotana.

Właśnie przebieram się w sukienkę od babci. Czarna, delikatna, przed kolano. Z cudownym gorsetem, zawsze o takiej marzyłam. Była piękna, lecz dziwnie się w niej czułam. Mama zrobiła mi wspaniałą fryzurę i makijaż. Sama siebie nie poznaje. Mam tylko nadzieje, że to nie speszy Kacpra. Nie mogłam chodzić w butach na szpilce. Zawsze chodziłam w trampkach, a teraz chyba pierwszy raz w życiu miałam na sobie suknie i buty na obcasie. Wychodząc z pokoju wpadłam na Kacpra, a on na mój widok:
-Sam wyglądasz pięknie, prawie Cię nie poznałem.- Powiedział zakłopotany. Poczułam się trochę dziwnie.
-Dziękuję. Ty też wyglądasz naprawdę świetnie.
-Gotowa na bal?
-Tak.
Wchodząc do szkoły, serce waliło mi jak oszalałe. Wkraczając na salę, Kacper chwycił mnie za rękę. Myślałam, że serce zaraz mi wyskoczy. Nagle podbiegła do mnie wkurzona Anita.
-Mogę Cię prosić na moment?- Powiedziała do mnie.
-Dobrze, Kacper poczekaj momencik.- Wiedziałam, co mnie czeka. Krąg pytań panny Anity Magdy Armani.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że przyszłaś tu z takim przystojniakiem.
-Przepraszam. Bałam się, że będziesz mi truła o tym “przystojniaku”. A tak przy okazji to choć, poznasz go.- Podeszłyśmy do Kacpra. Miałam nadzieję, że mi odpuści.
-Kacper, to Anita, moja najlepsza przyjaciółka.
-Anito, to Kacper, mój kolega z dzieciństwa.

Anita cały wieczór przyglądała się mi i Kacprowi, ale nie tylko ona, również Sandra, Kamil i nasze klasowe “wiedźmy”. Byłam z tego dumna. Tego wieczoru nigdy nie zapomnę. Kacper cudownie prowadził. Ciężko tańczyło się ze zwichniętą ręką, ale w jego ramionach czułam się taka spokojna, bezpieczna. Jakby ten wieczór miał się nigdy nie skończyć. Nie rozumiałam tego. Myślałam, że ten bal będzie totalną klapą, a jednak zjawił się Kacper, który całkowicie go odmienił. W tamtym momencie czułam, że ten człowiek wprowadzi w moje życie jeszcze wiele zmian. I to nie takich zwykłych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz