piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 5

     Nareszcie zdjęli mi opatrunek z ręki. Wszystko z nią było w porządku. Było to lekkie zwichnięcie. Dziś poszłam do szkoły. Ostatni tydzień. Kacper będzie chodził ze mną do klasy od następnego roku. Gdy weszłam do klasy, w której miałam lekcję matematyki, „zaatakowały” mnie klasowe wiedźmy. A dokładnie jedna. Była to Patrycja. Nie znosiłam jej. Zachowywała się jak dziwka. Uważała się za księżniczkę. Była o wszystkich i wszystko zazdrosna. Zaczepiła mnie i zapytała:
-Kogo wczoraj przyprowadziłaś na bal?
-Nie powinno Cię to obchodzić.
-Jak taki przystojny chłopak mógł iść z Tobą na bal? Nie rozumiem.
-Widzisz, bo ty mało rzeczy rozumiesz.
-Przestań się ze mnie nabijać.
-Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać.
Zaśmiałam się. Jak na nią patrzyłam to ogarniał mnie żal. Ona jest taka żałosna. Pochyliła się nade mną. Była wściekła, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. Śmiałam się jej prosto w twarz.
-Nie igraj ze mną.
-Patrycja, nie boję się Ciebie.
Odeszła zdenerwowana. Dzięki niej przez resztę dnia ciągle się uśmiechałam, a ona chodziła naburmuszona.

Tydzień minął bardzo szybko. Ostatni dzień szkoły. Nie wiedziałam kiedy byłam już w domu. Skończyłam wreszcie drugą klasę gimnazjum. Miałam skończone piętnaście lat. Nareszcie zaczęły się wakacje. W końcu miałam czas by robić to, co lubię. Tańczyć. Zaniedbałam to trochę. Uwielbiałam tańczyć hip-hop. Kiedy zaczęłam miałam dziesięć lat. Teraz nie miałam czasu, ale nadrobię stracone lekcje. Miałam prywatną nauczycielkę. Przychodziła raz w tygodniu. Ma przyjść w następną sobotę. Po południu, po szkole siedziałam w salonie i oglądałam telewizję. W pewnym momencie do domu weszli moi rodzice. Mieli na twarzach sztuczne uśmiechy. Trochę się przestraszyłam. Zastanawiałam się, o co im może chodzić.

Mama siadła po mojej lewej stronie, a tata po prawej. Uśmiechali się do mnie. Czułam się nieswojo.
-Samanto, kochanie, jak Ty ładnie wyglądasz.- Mama zachowywała się dziwnie. Nigdy mi tego nie mówiła.
-Tak, mama ma rację córciu. Świetnie wyglądasz.
Wyłączyłam telewizor i zwróciłam się do nich:
-O co chodzi?
-Samanto, nie możemy Ci powiedzieć, że ładnie wyglądasz?
Uniosłam lewą brew i spojrzałam na mamę pytająco. W końcu się poddała:
- No dobra Sam, sprawa jest.
-Twoja ciocia chce, abyś wpadła do niej na kilka…dni.- Tata powiedział to na jednym wdechu. Ciekawe, o którą ciocię chodzi. Bałam się swoich myśli.
-Do której?
-Gosi. Zanim zaczniesz krzyczeć, uspokój się, przemyśl. A na swoją obronę mamy tylko to, że to nie był nasz pomysł.
Byłam wściekła. Ciocia Gosia to najgorsza osoba jaką kiedykolwiek spotkałam (pomijając jej córki- Ingę i Sarę, to były wiedźmy).
-No dobrze. Kiedy miałabym jechać?
Byli zdziwieni. Nie spodziewali się, że będę ukrywała swoje myśli. Ha! Jednak potrafię ukrywać uczucia.
-Dzisiaj wieczorem.
Sam spokojnie. Nie denerwuj się. Wytrzymasz to. A teraz najtrudniejsze pytanie:
-Na ile?
-Dwa tygodnie?
Że niby co? No nie. Nie wytrzymam. Co ja mam tam robić. Jak Boga kocham, chyba się zabiję. Ale odpowiedziałam ze stoickim spokojem:
-Dobrze. Pójdę się spakować.
I szlak trafił myśli o nadrobieniu lekcji tańca.
Po pewnym czasie mama do mnie zapukała.
-Sam muszę Ci coś jeszcze powiedzieć.
-Czegoś gorszego już chyba nie możesz, więc mów.
-Spokojnie Lucas pojedzie do babci Bożeny, gdy ty wrócisz.- Lepszej wiadomości nie mogłam usłyszeć. Babcia Bożena jest taka sama jak ciocia Małgosia. A już myślałam, że cały dzień będzie totalną katastrofą. Lucas pewnie musiał się załamać. To była pokrzepiająca myśl. Mój brat nie znosił wyjeżdżać z domu. Z tą cudowną wiadomością udałam się do samochodu.

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 4

     Sobotni poranek. Jak zwykle, gdy 

myślałam o tym dniu tygodnia czułam się 


dobrze. Kocham weekendy. Lecz ten jest 


ostatni przed zakończeniem szkoły. 


Jeszcze tydzień i będę miała wolne. Mimo 


że dzisiaj jest sobota, to czułam się źle. 


Mam nadzieję, że Kacper zostanie jak 


najdłużej, są w końcu wakacje, miło 


spędzilibyśmy razem czas. Gdy mieliśmy 


po osiem lat rozdzielono nas. Ja 


przeprowadziłam się do innej 


miejscowości, a on wyjechał za granice, 


do Szwecji. Strasznie cierpiałam z tego 


powodu. Od tamtego czasu go nie 


widziałam. Tylko na początku pisaliśmy 


do siebie, lecz nasz kontakt się urwał. Był 


moim najlepszym przyjacielem w 


dzieciństwie. Wszystko robiliśmy razem. 


Często się odwiedzaliśmy. A skoro temat 


zszedł na Kacpra, to go przedstawię w 


pełni. A więc, Kacper Moon jest 


piętnastoletnim chłopakiem, o blond 


ciemnych włosach i niebieskich oczach. 


Wysoki i szeroki w barach. Wysportowany 


i strasznie przystojny. Nie ma przeciętnej 


twarzy. O małej liczbie chłopaków mogę 


to powiedzieć. Od zawsze był ślicznym i 


słodkim dzieckiem. Nie ma rodzeństwa 


(szczęściarz). A i mój przyjaciel. Wstałam 


łóżka i poszłam na dół. Mama krzątała 


się po kuchni. Nie podobne to do niej w 


sobotnie południe (było koło dwunastej). 


W soboty chodziła do pracy. A tu proszę. 


Mama w naszej wielkiej (jak dla mnie za 


dużej) kuchni. Wyszłam na zewnątrz. Był 


ciepły, słoneczny, czerwcowy dzień. A 


dokładnie dwudziesty pierwszy czerwca. 


Promienie słoneczne delikatnie pieściły 


moją skórę. Przyjemnie było tak stać i 


patrzeć na otaczającą mnie przyrodę. Ale 


jak zwykle Anita mi przeszkodziła. 


Mieszkamy niedaleko siebie, więc często 


ją widuję.


-Samanto Alysso Black, kim jest dla 

Ciebie Kacper?- Zapytała z oburzeniem. 

Potwierdzały to jej ręce na biodrach i 

złość w oczach.

-Anita, to tylko przyjaciel.

-Skąd go znasz? Nigdy go nie widziałam.

-Kolega z dzieciństwa. Przecież wiesz, że 

nie mieszkałam tu od początku. Tam 

poznałam Kacpra. Znamy się od zawsze.

-Co się stało, że się nie widywaliście? 

Mieszkałaś przecież niedaleko stąd.

-Ja się wyprowadziłam, a on wyjechał do 

Szwecji z rodzicami. Na stałe.

-Ooooo… i wrócił po latach do Ciebie. To 

takie…

-… słodkie. Wiem. Ale to tylko przyjaciel i 

nic więcej. Zapomnij.

-Ja na twoim miejscu nie uważałabym go 

tylko za przyjaciela. Patrzycie na siebie 

tak... inaczej.

-Anita, proszę, nie mam ochoty o tym 

rozmawiać.

-Jak chcesz, ale nie zapominaj, co Ci 

powiedziałam.

-Dobrze.

Poszłyśmy do naszej ulubionej kawiarni 

„Drink Cafe”. Siedziałyśmy tam dość 

długo i jak to nastolatki gadałyśmy o 

wszystkim i o niczym. Wspominałyśmy, 

jak pierwszy raz się poznałyśmy. Przyszła 

do nas z rodzicami na kolacje powitalną. 

Usiadła koło mnie. Miałam wtedy śliczną 

lalkę. Uwielbiałam ją. Anita mi zazdrościła 

wylała na mnie sok pomarańczowy.Tak 

się zaprzyjaźniłyśmy, bo w końcu dałam 

jej pobawić się lalką.

Potem poszłyśmy do parku. 

Spacerowałyśmy długo. Od bardzo dawna 

nie spędziłam z nią całego dnia. Nie 

miałam ostatnio czasu. A kocham 

spędzać czas z Anitą.Wracałyśmy do 

domu powoli. Nie spieszyłyśmy się. 

Zaprosiłam Anitę do siebie na noc. Taka 

babska noc. Filmy, popcorn, czekolada i 

inne takie. Zgodziła się. O około 

dwudziestej byłyśmy już pod moim 

domem. Weszłyśmy do środka. Tam 

zastałam… gości? Wszyscy krzyknęli: 

„Niespodzianka, Sam wszystkiego 

najlepszego!”. Byłam szczęśliwa i 

zdziwiona za razem. Nigdy nie myślałam, 

że czeka mnie coś takiego. Nie mogłam 

przestać się uśmiechać. Powoli łzy 

zaczęły płynąć po moich policzkach. Oni 

tyle dla mnie zrobili, wszyscy. Jednak 

najbardziej w oczy, rzucał się mój 

przyjaciel. Kacper stał spokojny, 

uśmiechnięty od ucha do ucha i wpatrzony                             
we mnie.

-Boże, dziękuje Wam wszystkim. Ale ja nie 

mam dzisiaj urodzin.

-Tak, to fakt córciu, ale masz je w ciągu 

następnego tygodnia, a nie chcieliśmy 

tego robić po zakończeniu roku.- 

Powiedziała mama i mnie przytuliła.

Impreza była świetna. Wszyscy śmiali się, 

rozmawiali. Już dawno nie widziałam ich 

wszystkich tak szczęśliwych. Przyjęcie 

niespodzianka? Przecież takie rzeczy 

tylko w filmach. Kacper unikał mnie cały 

wieczór. Było już późno, gdy wszyscy 

goście poszli. Ja, szczęśliwa udałam się 

do pokoju. Umyta i w piżamie, położyłam 

się do łóżka gdy usłyszałam pukanie.

-Proszę.- Wszedł przystojny blondyn o 

niebieskich oczach.

-O wejdź Kacper. Cały dzień mnie dzisiaj 

unikałeś... dlaczego? Myślałam że coś nie 

tak między nami...

-Sam, to nie tak... Wyjaśnię Ci w 

odpowiednim czasie...

Widziałam jego wzrok, ten który mówił, 

aby dalej nie brnąć, więc na dzisiaj 

odpuściłam.

-Dzięki, że jesteś.- Przytuliłam go mocno.

-Wybacz...

-Wiesz już coś o swoim wyjeździe?

-Podejrzewam, że będziesz na mnie 

skazana.

-Jak to?

-Wracamy do Polski. Moi rodzice jutro 

przylatują.

Rzuciłam się mu na szyję i przewróciłam 

na moje łóżko.

-Naprawdę? O nie wiesz jak się cieszę.- 

Szczerzyłam się jak głupi do sera.Totalna 

idiotka. Ale nie mogłam się powstrzymać.

Siedzieliśmy długo i gadaliśmy o 

przeszłości. Naszym dzieciństwie, a nawet 

o przyszłości. I zrozumiałam, że jesteśmy 

na siebie skazani. Tak chce los. 

Musieliśmy się znów zobaczyć i 

zamieszkać w tym samym domu. On 

będzie mieszkał u góry, a ja na dole. Mój 

dom jest naprawdę ogromny. Ma dwa 

piętra. W całym budynku są dwa 

mieszkania. Jedno jest moich rodziców, a 

drugie Kacpra rodziców. Oba domy są 

wielkie. Nigdy nie byłam na drugim 

piętrze. Nigdy nie chciałam wiedzieć, co 

się tam kryję. Wiedziałam, że jest to jedno 

wielkie pomieszczenie. Nikt tam nie 

chodził. Kiedyś chciałam tam iść, ale 

babcia mnie zatrzymała. Nie pozwalała mi 

tam chodzić. A ja nie próbowałam od 

tamtej pory. Może jeszcze raz spróbuje?

Gdy skończyliśmy gadać było około 

piątej, a wczoraj umówiłam się z Anitą o 

ósmej. Nie spałam tak długo, że zaraz 

padnę.

Zebrałam się do Anity. Gdy zeszłam na 

dół nie musiałam na nią długo czekać. 

Spała sobie w najlepsze na kanapie w 

salonie. Byłam strasznie wściekła, że aż 

zwaliłam ją z łóżka. Jej mina była 

bezcenna, a zwłaszcza jej fryzura. Od razu 

wstała z podłogi, gdy w progu stanął 

Kacper bez koszulki. Oczywiście, jak to 

Anita poleciała do łazienki, gdzie zaczęła 

się malować, czesać i ubierać. Bardzo 

dbała o swój wygląd.

-Co jej odbiło?

-Jak to co? Naprawdę nie rozumiesz 

przystojniaku? To dziewczyna. One już 

tak mają.

-Ach. Naprawdę jestem przystojny?

-Pff. Jasne.

-No co?

I poszliśmy na górę.

Po dwunastej pojechałam z Kacprem i 

moimi rodzicami na lotnisko, by odebrać 

rodziców Kacpra. Bardzo ich lubię, są 

naprawdę mili. Zawsze, jak byłam mała to 

zabierali mnie ze sobą do kina albo do 

parku. W drodze powrotnej zajechaliśmy 

do mojej babci. Oczywiście musiałam jej 

powiedzieć o balu, imprezie urodzinowej i 

takie tam. Chciałam już jechać do domu, 

ale nie, bo po co. Moi rodzice nie mogli 

się nagadać z babcią i rodzicami Kacpra, 

więc musieliśmy iść do gościnnego 

pokoju, gdzie w wakacje zawsze śpię. 

Oczywiście, gadałam z Kacprem, a 

zawsze w ważnych chwilach dzwoniła do 

mnie Anita i prosiła, abym już wróciła, bo 

ona chce pogadać z Kacprem. Gdy 

powiedziałam to Kacprowi, zaraz zaczął 

się śmiać. W końcu po około trzech 

godzinach wróciliśmy do domu. Kacper z 

rodzicami poszedł się rozpakować do 

mieszkania. Anita ciągle siedziała w moim 

pokoju. Nie mogła się zamknąć.

-A on ma jakąś dziewczynę? Pewnie tak, 

taki przystojniak. Ale lepiej żeby nie miał. 

Boże, on jest cudowny…

-Anita, czy ty się kiedyś zamkniesz?

-No nie wiem. On jest…

-Tak wiem jaki jest. Nasłuchałam się 

wystarczająco dużo. I nie, nie ma 

dziewczyny.

-Naprawdę? Nareszcie jakiś ładny 

chłopak, który jest wolny.

-Teraz dasz już mi spokój?

-A mogę go wziąć?

-Jak on będzie chciał? Nie ja decyduje o 

jego życiu Anita. Nie mnie się pytaj.

-Oby się zgodził. Nie mogę uwierzyć. 

Takie ciacho w naszej wiosce.

-Tak, do prawdy wspaniale.

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 3

     Była niedziela. Aby odstresować się po męczącej sobocie, pojechałam do mojej babci. Ona zawsze mnie rozumie i pomaga w różnych trudnych sprawach. Jest naprawdę cudowna. Gdy mnie ujrzała od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
-Skarbie co się stało?
-Nic babciu, potem Ci powiem, bo teraz chcę odpocząć.
-Dobrze, ale obiecaj mi, że dzisiaj porozmawiamy.
-Właśnie po to tu przyjechałam.
-No to uciekaj na górę.
Idąc na górę, potknęłam się o swoje dwie lewe nogi i spadłam ze schodów. Przeszył mnie okropny ból. Zamgliło mi się przed oczami, nie mogłam się ruszyć. Z tego powodu zemdlałam. Gdy się obudziłam byłam w szpitalu. Miałam zwichniętą rękę i mówili, że mogę mieć zaniki pamięci, ale ja wszystko dokładnie pamiętałam. Leżałam w szpitalu, wszystko mnie bolało. Nagle zadzwonił telefon. Moja komórka. To była Anita:
-Sam nic Ci nie jest? Wszyscy się zamartwiają o Ciebie. Pani mówiła, że dzwoniła do twoich rodziców, a oni jej powiedzieli, że spadłaś ze schodów. Czy to prawda?
-Tak. Potknęłam się i upadłam. Nic się takiego nie stało.
-Tak, jasne. Upadłaś ze schodów i nic się nie stało. Uważaj, bo Ci uwierzę. Mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszym balu?- Zupełnie o tym zapomniałam. Porażka, co ja teraz zrobię, nie mam butów ani sukienki, a najważniejsze... nie mam partnera na bal.
-Dzięki za przypomnienie, zupełnie o tym zapomniałam. Ale wątpię żebym przyszła, nie mam się w co ubrać, więc zostanę w domu.
-Nie zrobisz mi tego! Nie możesz! Słyszysz? Nie interesuje mnie to. Znajdziemy Ci wszystkie potrzebne rzeczy, nawet partnera. Masz jutro być na tym balu, rozumiesz?
-Przepraszam, ale… nie mogę. Anita naprawdę. Kocham Cię i zrobiłabym dla Ciebie wszystko, lecz tego nie mogę.
Jak zwykle moja wścibska babcia wszystko musiała podsłuchać. Podeszła do mnie, gdy przestałam rozmawiać z Anitą.
-Jeśli nie masz się w co ubrać na bal, to ja wszystko załatwię.
-Babciu proszę Cię. Nie mam ochoty tam iść. A poza tym, nie mam z kim.
-A to co innego. Mam dla Ciebie dobrą wiadomość, wypisują Cię dziś ze szpitala. Ktoś czeka na Ciebie w moim domu.
-Kto?
-To niespodzianka. Powoli wstawaj. Ja idę coś załatwić.
-Dobrze babciu.- Powiedziałam podejrzliwie.
Zastanawiałam się, kto to może być.
Weszłam do domu babci. Nie mogłam w to uwierzyć. W salonie czekał na mnie Kacper, mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa. Zawsze się przy nim dobrze czułam. Serce zaczęło mi mocniej bić. Tyle czasu go nie widziałam! Nie wiedziałam co mam zrobić, jak go przywitać. Gdy mnie zobaczył, powiedział:
-Sam, jak ja Cię dawno nie widziałem.Wyglądasz świetnie.
-Dziękuję, Ty również. Ale co robisz w Polsce i kiedy przyleciałeś?
-Wczoraj wieczorem. Miałem Ci zrobić niespodziankę, ale jak dowiedziałam się od Twoich rodziców, że jesteś w szpitalu, od razu musiałem Cię zobaczyć. Co się stało, że się tam znalazłaś?
-Nic poważnego. Mały wypadek na schodach.
-Myślałem, że jest z Tobą nie za ciekawie. Jak ja Cię dawno nie widziałem. Kiedy się ostatnio widzieliśmy byłaś małą dziewczynką. Tak bardzo się zmieniłaś.
-I kto to mówi. Wcześniej mały, słodki blond chłopak, a teraz… no no. Mężczyzna. I to przystojny. Tak się cieszę, że znów mogę Cię zobaczyć.
-Stęskniłem się za Tobą.- Przytulił mnie.
-Ja za Tobą też. Tak dawno Cię nie widziałam. Zmieniłeś się.
-Ale to dobrze.
-No jasne, przystojniaku. Nie jesteś już taki…dziecinny.
-Ta sama zadziorna Samanta. Tak mi tego brakowało.
-Mnie brakowało Ciebie.
-Młoda, jutro mi się wydaje, że masz szkołę, co nie?
-Jak zawsze opiekuńczy. Tak mamusiu, mam jutro szkołę.
-Powinnaś wracać do domu.
-Masz rację.- Z niechęcią odsunęłam się od niego.- A co z Tobą?
-Zostanę tu. Zobaczę, kiedy mam lot powrotny.
-Co? Chcesz już wracać? Nie możesz. Dopiero, co przyleciałeś. Proszę, zostań.
-Żartowałem. Jeszcze trochę Cię pomęczę.
-Wystraszyłeś mnie.
-Myślałem, że będziesz chciała abym odleciał.
-Głupi Ty, nigdy. Za nic nie chcę, abyś wracał.
-Samanta taka, jaką pamiętam.
-Kacper skryty człowiek. Taki, jakiego zapamiętałam.
W drodze do domu prawie się nie zamykaliśmy, tak się dobrze nam rozmawiało. Bardzo mi go brakowało przez te wszystkie lata, zmienił się od tamtego czasu, wyprzystojniał, a ja, gdy po powrocie do domu zobaczyłam się w lusterku, wyglądałam jak śmierć. Co za porażka. Babcia, jak zwykle zajęła się rzeczami materialnymi jak sukienka, buty, biżuteria, fryzjer, itp. Chwila, a z kim ja tam pójdę. Chyba babcia nie miała na myśli… Kacpra. O nie, nie, nie. Babcia zwariowała. Jak ja mogę z nim iść tam do szkoły. Anita mnie zabije. Ona myśli, że mnie tam nie będzie.
Siedzieliśmy w salonie. Cała moja rodzina, babcia i Kacper. Z zamyśleń wytrąciła mnie babcia.
-Prawda Samanto? To genialny pomysł.
-Ale jaki? Przepraszam, zamyśliłam się. Powtórzysz?
-Mówię, abyś poszła na bal z Kacprem. Cudny pomysł.
-Nie mówiłaś Sam, że idziesz na bal.- Kacper miał zdziwioną minę.
-Myślałam, że po podróży zechcesz odpocząć. Nie chciałam na nic cię namawiać.
-Samanto Black oczywiście, że poszedłbym z Tobą na bal. To dla mnie zaszczyt.
-Nie chcę Ci robić kłopotów.- Cała rodzina się na nas patrzyła. Wszyscy mieli poważne miny. No oprócz Lucasa, on jak zwykle się śmiał. Skrycie, ale jednak…
-Ty masz mi sprawiać kłopoty? Samanto, nigdy.
-Naprawdę ze mną pójdziesz?
-Oczywiście. Nie ma sprawy.
-Dziękuję.- Uściskałam go bardzo mocno. Tak bardzo mi go brakowało.
Poszłam z Kacprem do mojego pokoju. Nie mogliśmy się zamknąć. On opowiadał o Szwecji, a ja o tym, co się działo przez te wszystkie lata w Polsce. Gadaliśmy tak do drugiej, a ja rano mam szkołę, no i jeszcze ten bal. Gdy poszłam po jakieś kanapki do kuchni słyszałam, jak mama, babcia i tata gadają o mnie i o Kacprze. Byli chyba zadowoleni, że akurat z nim idę na bal. Nie rozumiem ich.
Całą noc myślałam o tym balu, jak inni zareagują na Kacpra. Byłam naprawdę szczęśliwa, że on będzie mi towarzyszył.
Około szóstej rano babcia wpadła do pokoju i zaczęła mnie budzić. Oczywiście, byłam zmęczona, a w wyniku tego spadłam z łóżka i okazało się, że nawet na dole było to słychać, więc wychodzi na to, że obudziłam wszystkich.
-Sam, co ty robisz? Przestań wycierać podłogę i wstawaj. Musisz iść do szkoły.
-Tak wiem, ale mi się nie chce.- Powiedziałam po cichu i poszłam do łazienki.
Szkoła- masakra. Każda dziewczyna (włącznie z naszymi przemądrzałymi i udającymi się za najpiękniejsze laluniami) gadała o nadchodzącym balu. Nie mogłam już o tym słuchać. Myślałam, że Anka i Anita przynajmniej nie będą o tym wspominać, ale się myliłam. Na mój widok Anita zapytała się mnie:
-Sam idziesz na bal? Proszę powiedz, że zmieniłaś zdanie.
-Możliwe, że zmieniłam zdanie.- Powiedziałam mało entuzjastycznie. Powinna się zapytać jak się czuje i co u mnie, nie musiała mnie dobić na samym wejściu.
-A z kim idziesz?
- Ech.- Nie mogę jej powiedzieć o Kacprze, nie dałaby mi spokoju przez cały dzień.
-No powiedz, proszę!
-Ja, jeszcze nie wiem.- Ale jestem głupia. Idiotyczna odpowiedź. Ona mi dzisiaj głowę urwie.
-Jak to nie wiesz? Musisz z kimś iść. Słyszałam, że Sandra idzie na bal z Kamilem.
-Nie chcę o nim słuchać.
-Czemu? A właściwie Ty się od pewnego czasu z nim spotykałaś, więc dlaczego Ty z nim nie idziesz?
-Nie spotykam się już z nim. Nie ważne. Mówiłam Ci, że nic z tego nie będzie, a Ty jak zwykle swoje.
-Och. Przykro mi. Co się stało?
-Nic, nie ważne. Później Ci powiem.
-Musisz z kimś iść na ten bal. Każdy będzie miał partnera.
-A ja nie będę miała. I tyle. Proszę, nie truj już.
Poszłam sobie.
Ten dzień jakoś przeżyłam, ale co moja najlepsza przyjaciółka powie na widok Kacpra?!
Byłam zakłopotana.

Właśnie przebieram się w sukienkę od babci. Czarna, delikatna, przed kolano. Z cudownym gorsetem, zawsze o takiej marzyłam. Była piękna, lecz dziwnie się w niej czułam. Mama zrobiła mi wspaniałą fryzurę i makijaż. Sama siebie nie poznaje. Mam tylko nadzieje, że to nie speszy Kacpra. Nie mogłam chodzić w butach na szpilce. Zawsze chodziłam w trampkach, a teraz chyba pierwszy raz w życiu miałam na sobie suknie i buty na obcasie. Wychodząc z pokoju wpadłam na Kacpra, a on na mój widok:
-Sam wyglądasz pięknie, prawie Cię nie poznałem.- Powiedział zakłopotany. Poczułam się trochę dziwnie.
-Dziękuję. Ty też wyglądasz naprawdę świetnie.
-Gotowa na bal?
-Tak.
Wchodząc do szkoły, serce waliło mi jak oszalałe. Wkraczając na salę, Kacper chwycił mnie za rękę. Myślałam, że serce zaraz mi wyskoczy. Nagle podbiegła do mnie wkurzona Anita.
-Mogę Cię prosić na moment?- Powiedziała do mnie.
-Dobrze, Kacper poczekaj momencik.- Wiedziałam, co mnie czeka. Krąg pytań panny Anity Magdy Armani.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że przyszłaś tu z takim przystojniakiem.
-Przepraszam. Bałam się, że będziesz mi truła o tym “przystojniaku”. A tak przy okazji to choć, poznasz go.- Podeszłyśmy do Kacpra. Miałam nadzieję, że mi odpuści.
-Kacper, to Anita, moja najlepsza przyjaciółka.
-Anito, to Kacper, mój kolega z dzieciństwa.

Anita cały wieczór przyglądała się mi i Kacprowi, ale nie tylko ona, również Sandra, Kamil i nasze klasowe “wiedźmy”. Byłam z tego dumna. Tego wieczoru nigdy nie zapomnę. Kacper cudownie prowadził. Ciężko tańczyło się ze zwichniętą ręką, ale w jego ramionach czułam się taka spokojna, bezpieczna. Jakby ten wieczór miał się nigdy nie skończyć. Nie rozumiałam tego. Myślałam, że ten bal będzie totalną klapą, a jednak zjawił się Kacper, który całkowicie go odmienił. W tamtym momencie czułam, że ten człowiek wprowadzi w moje życie jeszcze wiele zmian. I to nie takich zwykłych...